Danuta Drywa (ur. 1955, Tczew) – historyk. Jej rodzice (ojciec pochodzi z rodziny kaszubskiej, matka z Poznania) poznali się na robotach przymusowych w Niemczech. Wychowała się w Tczewie, gdzie ukończyła szkołę podstawową i liceum ogólnokształcące. W latach 1974-78 studiowała na Wydziale Historii Uniwersytetu Gdańskiego. W grudniu 1978 podjęła pracę w Muzeum Stutthof w Sztutowie, gdzie pracuje do dnia dzisiejszego. Od 1983 r. zajmuje się tematyką więźniów żydowskich w KL Stutthof, a od 2005 roku pełni funkcję kierownika Archiwum w Muzeum Stutthof w Sztutowie. W 2002 r. obroniła pracę doktorską u prof. Jana Szilinga na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu z tematu: „Zagłada Żydów w obozie koncentracyjnym Stutthof w latach 1939-1945”. Opublikowała kilkadziesiąt artykułów naukowych i popularnonaukowych, brała udział w opracowaniu wielu wystaw i publikacji książkowych na temat więźniów KL Stutthof, jak również KL Ravensbrück i KL Mauthausen-Gusen. Jest autorką publikacji o działalności polskich placówek dyplomatycznych podczas II wojny światowej pt. „Poselstwo RP w Bernie. Przemilczana historia”.
more...
less
[00:00:10] Autoprezentacja boh. urodzonej w 1955 r. w Tczewie.
[00:00:30] Rodzice nie mieli wykształcenia, ale byli ludźmi kulturalnymi i dbającymi o dzieci. Ojciec pracował w fabryce, boh. miała czwórkę rodzeństwa, matka zajmowała się wychowaniem dzieci. Boh. ukończyła podstawówkę i liceum ogólnokształcące w Tczewie. W latach 1974-78 studiowała na Wydziale Historii Uniwersytetu Gdańskiego. Pracę magisterską pisała z okresu walk księcia Świętopełka Pomorskiego z Krzyżakami. Interesowała ją historia średniowiecza, do dziś to jej ulubiony okres historyczny. Po studiach nie chciała uczyć w szkole, była osobą trochę zakompleksioną i szukała pracy w archiwum, muzeum.
[00:02:45] Ojciec pochodził z rodziny kaszubskiej mieszkającej koło Tczewa, a matka z Poznania. Rodzice poznali się w Niemczech. Ojciec we wrześniu [1939] walczył w Armii Pomorze, dostał się do niewoli po bitwie nad Bzurą i trafił do obozu jenieckiego koło Kassel. Matka jako szesnastolatka została wywieziona z Poznania na roboty przymusowe w tej samej okolicy. W maju 1940 Niemcy zwalniali szeregowców do prac rolnych, w grupie zwolnionych był ojciec. Polacy będący na robotach spotykali się i rodzice się poznali. W Niemczech urodziła się najstarsza siostra. Rodzina wróciła do Polski w 1946 r. Początkowo mieszkano w Poznaniu, ale ojciec chciał wrócić w rodzinne strony, gdzie była jego rodzina.
[00:04:00] Po przyjeździe do Tczewa ojciec podjął pracę w fabryce przekładni samochodowych, przed wojną była to fabryka „Arkona”, po wojnie „POLMO”. W domu było wychowanie pruskie – obowiązujące zasady, co powodowało brak pewności siebie boh. Skutki w życiu dorosłym. Porównanie ze współczesnym wychowywaniem dzieci – rola dyskusji.
[00:06:00] Po skończeniu studiów nie było miejsca w Malborku [w muzeum]. W tamtym czasie szybciej pracę dostawali robotnicy niż ludzie po studiach. Znajomi podjęli pracę w Muzeum Stutthof i było tam jeszcze miejsce w dziale zbiorów, w archiwum. Rodzice nie naciskali na boh., by szybko szła do pracy, jako dziecko była chorowita i trzymano ją trochę pod kloszem. Boh. zaczęła pracować w grudniu 1978, niedługo minie 45 lat pracy w muzeum.
[00:08:07] Życie w PRL – telewizory w domach pojawiły się w połowie lat 60. W domu czytano dużo książek, prześcigano się w czytelnictwie. Boh. dostawała książki jako prezenty gwiazdkowe, czytała „Historię żółtej ciżemki”, „Krzyżaków”, „Potop” – wpływ na zainteresowania i wybór zawodu. Nauczyciele nie wywierali nacisków na wstępowanie do organizacji. Boh. chciała wstąpić do harcerstwa, ale rodzice nie byli z tego zadowoleni.
[00:11:10] Początki pracy w muzeum były bardzo trudne. Boh. zaczęła pracę w grudniu [1978], autobusy PKS jeździły z Tczewa, ale nie w godzinach, które jej odpowiadały. Zamieszkała na terenie muzeum, w którym było ponuro, zimno. Była to „zima stulecia”, nastąpiła awaria ogrzewania, nie działały kaloryfery. W styczniu rozpoczęto remont, podczas spawania iskry spowodowały pożar. Ewakuowano się wynosząc dokumenty z archiwum. Dach budynku częściowo spalił się. Muzeum wynajęło pracownikom pokoje w domach prywatnych. Potem przez rok boh. dojeżdżała codziennie z Tczewa do Sztutowa przez Gdańsk – uciążliwe dojazdy. Boh. myślała, że popracuje rok i znajdzie coś innego, ale tematyka ją wciągnęła. Sztutowo leży na Mierzei Wiślanej – walory krajobrazowe. Latem można było chodzić nad morze. Zajęcia zimą – pisanie artykułów, monografii. [+]
[00:15:00] W 1983 r. podczas stanu wojennego zorganizowano w Pałacu Kultury w Warszawie dużą konferencję naukową poświęconą Holokaustowi. W konferencji wzięli udział czołowi historycy polscy, w tym Łuczak, Ryszka i historycy z innych krajów. Boh. miała referat na temat zagłady Żydów na terenie obozu koncentracyjnego Stutthof. Potem stało się to tematem jej doktoratu.
[00:16:16] W muzeum nie było kserokopiarek, używano powielaczy. Miał je pod kluczem kolega należący do PZPR, podobnie jak większość pracowników i dyrekcja. Boh. nie zapisała się do partii. Po studiach miała ideały. Listy transportowe i wykazy z ksiąg ewidencyjnych przepisywano na maszynie. Kwerendy odbywały się ręcznie – przegląd katalogów, gdzie szukano nazwisk, np. kolejarzy. Ten system pracy był wtedy normalny – fiszki i notatki przez kalkę z czasów studenckich.
[00:18:07] Boh. zaczęła pisać artykuły i referaty, powoli wciągała się w tematykę obozową. Pracę magisterską napisała ze średniowiecza, jako mediewistka miała dobrą bazę do późniejszej pracy historyka. Specyfika pracy z dokumentami średniowiecznymi a pozyskiwanie informacji z dokumentów w muzeum. Traktowanie dokumentów ze zbiorów muzeum jako materiału do wykorzystania pod różnymi kątami. Boh. opracowuje wiele tematów, nie tylko związanych z obozem, ale szerzej – z okupacją na terenie Pomorza Gdańskiego czy ogólnie z II wojną.
[00:19:48] Mimo trudnych warunków boh. mieszkając w muzeum mogła zostawać po pracy. Poznawała ludzi przyjeżdżających na kwerendy, np. z Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich – wymiana doświadczeń, poszerzenie zakresu wiadomości.
[00:21:00] W latach 70. Międzynarodowe Biuro Poszukiwań w Arolsen wykonywało mikrofilmowanie dokumentów, mikrofilmy trafiły do zbiorów muzeum. Dokumenty spływały od początku lat 70. i jeszcze w latach 80. Wtedy na Zamku Królewskim w Warszawie powstała komisja zajmująca się mikrofilmowaniem dokumentów – wieloletnia współpraca. Boh. mieszkała na terenie muzeum – rozważania na temat kontaktów z ludźmi z zewnątrz. Pracując w muzeum przeszła kolejne etapy rozwoju techniki dokumentowania.
[00:22:58] Muzeum posiada największą ilość dokumentacji ze wszystkich muzeów martyrologicznych na terenie kraju. Dokumentacja nie trafiła w ręce Rosjan w 1945 r. Niemcy ewakuując więźniów wywieźli dokumentację tworzoną do połowy stycznia 1945. Porzucono ją w rejonie Lęborka. Znalazł ją nauczyciel, który powiadomił władze w Warszawie. Dokumenty zabrano i znalazły się w kilku instytucjach: w PCK, Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich oraz w Muzeum Auschwitz. W 1962 r. utworzono muzeum w Sztutowie i w latach 70. trwało przekazywanie dokumentacji. Proces powstawania muzeum. W 1968 r. odsłonięto upamiętnienie, otwierano pierwsze wystawy.
[00:25:20] Mieszkając na terenie muzeum w latach 80. boh. poznała byłych więźniów. Kilku z nich przyjeżdżało, by latem oprowadzać wycieczki. Przyjeżdżali m.in. Antoni Dulski z Mogilna, aresztowany w Gdyni na początku wojny, w 1941 r. przeniesiony do obozu w Potulicach, Stanisław Tysarczyk, pocztowiec z Gdańska, aresztowany we wrześniu [1939], wywieziony potem ze Stutthofu do Auschwitz. Boh. jeździła z panem Dulskim na spotkania z harcerzami, którzy obozowali na mierzei. Byli więźniowie mieli wtedy po 50-60 lat, w obozie byli jako młodzi ludzie. Nie opowiadali o swoich losach w duchu martyrologicznym. Felicjan Łada opowiadał o pracy w komando malarskim i malowaniu willi, którą esesman budował w Stegnie – różne aspekty życia w obozie, nie tylko bicie i martyrologia.
[00:29:00] Najtrudniejszym okresem były lata 80. – wpływ stanu wojennego, kwestie finansowe, obawy o zwolnienie z pracy z powodu cięć. W 1994 r. zorganizowano konferencję o zagładzie Żydów z regionów nadbałtyckich. Boh. wystąpiła z referatem na temat więźniów żydowskich w Stutthofie. Na konferencji byli naukowcy z Polski, Niemiec, Łotwy, zajmujący się tą tematyką, był też ambasador Izraela.
[00:30:48] Muzeum w Auschwitz organizowało wyjazdy pracowników muzeów i nauczycieli do Jad Waszem. Boh. pojechała tam w 1996 r., była w Izraelu przez trzy tygodnie. W programie wizyty były wykłady, zwiedzanie Jerozolimy, pobyty w kibucach. Była też w strefie Gazy. W czasie wizyty zabito premiera Rabina, boh. była na jego pogrzebie – stopniowa eskalacja konfliktu. Emocje związane ze zwiedzaniem miejsc związanych z religią katolicką, poznawanie kultury żydowskiej. Wrażenia z kolorowej Jerozolimy – porównanie z Polską w tamtym czasie.
[00:32:56] Temat więźniów żydowskich powracał do boh. – odsłonięcie poświęconego im upamiętnienia, wcześniej był tylko ogólny pomnik. Z muzeum współpracował Jack Mandelbaum, syn byłego więźnia, polskiego Żyda aresztowanego w Gdyni i wysłanego do Stutthofu, gdzie zginął. Mandelbaum miał kontakt z muzeum do swojej śmierci w 2023 r., to on częściowo sfinansował upamiętnienie żydowskie. Boh. została poproszona przez panią dyrektor o napisanie szerszej publikacji poświęconej więźniom żydowskim. Stało się to podstawą doktoratu obronionego na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, promotorem był prof. Jan Szyling, który zachęcał boh. do pisania. Wspomnienie prof. Szylinga, który także zmarł w 2023 r. – problemy z habilitacją.
[00:35:32] W początku lat 2000 zaczęła się komputeryzacja zbiorów. Dyrektorem muzeum w latach 1977-2004 była Janina Grabowska-Chałka, która znała tematykę i miała wymagania wobec pracowników – rozwój na poziomie merytorycznym. Pierwsze programy komputerowe, współpraca ze stroną niemiecką. Współczesne wykorzystywanie komputerów w muzeum. Internet zapewnia kontakt ze światem, boh. jako kierowniczka archiwum ma dostęp do korespondencji mailowej. Do muzeum piszą ludzie z obu Ameryk, krajów europejskich, z niektórymi nawiązuje się bliższy kontakt – rozwój w pracy. Niektórzy potem przyjeżdżają do muzeum, by zobaczyć, gdzie byli krewni, poszukują dokumentów. W przypadku części więźniów żydowskich dokument [z obozu], czasem z podpisem, jest jedyną pamiątka dla rodziny, jedynym śladem po czyimś życiu.
[00:39:00] Do muzeum napisał pan z Brazylii proszący o odszukanie zdjęcia jednego z byłych więźniów. Zdjęcia nie było, ale boh. wysłała znalezione dokumenty. Dowiedziała się, że jej korespondent jest nauczycielem w szkole. Pewnego dnia zauważył, że jeden z uczniów rysuje swastykę, było to dla niego impulsem do lekcji na temat Holokaustu. Zainteresował się postacią jednego z młodych więźniów, który zginął w marszu śmierci i został pochowany koło Skórcza. Boh. pojechała tam i zrobiła zdjęcia grobu, dodatkowo wysłała materiały w języku angielskim o obozie w Gusen [+]. Boh. zajmowała się też historią tajnego nauczania w Ravensbrück, w 2015 r. w rocznicę wyzwolenia obozu robiła wystawę na ten temat.
[00:40:55] Kilka lat temu dostała list z Brazylii w sprawie krewnego, który pracował w podobozie w Burggraben, obecnie Kokoszki w Gdańsku, i tam zginął. Zwłoki zmarłych więźniów spalano w krematorium we Wrzeszczu i chowano na Zaspie, gdzie są pochowani pierwsi więźniowie obozu w Stutthofie oraz pocztowcy. Boh. pojechała na cmentarz i zrobiła zdjęcia grobu – satysfakcja z wykonywanej pracy, dowody wdzięczności.
[00:42:32] W 2002 r. pani dyrektor [Janina Grabowska-Chałka] odeszła z powodu choroby. Gdy zmarła w 2004 r., nastąpiła zmiana dyrektora, kolejna miała miejsce w roku 2007. Zmiany dyrektorów wpływały na pracowników. Dyrektor Grabowska wytyczała kierunki dla muzeum, potem zapanował zastój. W 2007 przyszedł nowy dyrektor, zwiększyła się możliwość pozyskiwania środków ministerialnych i z różnych programów – rozwój wystawiennictwa. Dawniejsze techniki przygotowywania wystaw – problemy ze sklejką, kartonem, współpraca działu merytorycznego z działem technicznym. Współcześnie inaczej się przygotowuje wystawy – inne możliwości techniczne i finansowe. Refleksje na temat krytykowania poprzednich działań uzależnionych od możliwości.
[00:46:25] Boh., we współpracy z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zrobiła wystawę dotyczącą tajnego nauczania w obozie kobiecym Ravensbrück. Opracowała album o więźniach obozu w Gusen. W obszarze jej zainteresowań nie leży tylko Stutthof. Posiadanie szerszej wiedzy pozwala na łatwiejsze poruszanie się po tematach.
[00:47:35] Przygodą dla boh. było opracowanie tematu poselstwa polskiego w Bernie i jego działań w latach 1939-45. W roku 2008 była dwa razy w Szwajcarii, pierwszy raz sama poleciała za granicę. W Bernie korzystała z Bundesarchiv, w Polsce z Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Okrywała dokumenty, z których nikt w tamtym czasie nie korzystał – spojrzenie na działalność polskiej dyplomacji w czasie wojny. Obecnie podkreśla się działania paszportowe, a poselstwo działo na dużo szerszym polu. Paszporty ratowały poszczególne osoby, ale inne działania mogły mieć wpływ na uratowanie większej ilości ludzi. Boh. miała kontakt z ambasadorem w Bernie Jakubem Kumochem, dzięki niemu książka się ukazała.
[00:49:55] Boh. zajmowała się także tematyką Wolnego Miasta Gdańska – związki rodziny ze strony ojca. Mąż ciotki był zawiadowcą stacji kolejowej przy granicy z Wolnym Miastem. Po śmierci ciotki boh. dowiedziała się, że pracowała jako celniczka i jeździła na trasie Tczew-Wolne Miasto Gdańsk. W domu o tym nie mówiono. Matka jako najmłodsza z rodzeństwa była w wieku kuzynów – dzieci starszego rodzeństwa ojca, który także był najmłodszy i najpóźniej się ożenił. Boh. należała do młodszego pokolenia i nie miała za wiele kontaktu ze starszymi kuzynami, którzy mieli większą wiedzę na temat przodków ze strony ojca. Mąż kuzynki pochodził z rodziny Wolfów, wywodzącej się z mieszkających koło Tczewa mennonitów, osadników holenderskich. Trzech księży z tej rodziny zginęło, Niemcy uważali ich za Niemców, ale zginęli za to, że byli Polakami.
[00:52:40] Boh. nie miała wielu kontaktów z byłymi więźniami, bo tym zajmował się dział oświatowy. Ale zdarzało się, że byli więźniowie, jeszcze w sile wieku, przychodzili do archiwum. Obecnie ma kontakty z dziećmi i wnukami [więźniów] – przekazywanie materiałów do archiwum, w tym zdjęć przedwojennych, dokumentów. Potomkowie opowiadają historie rodzinne. Wnuk jednego z więźniów udostępnił archiwum rodzinne i boh. na tej podstawie napisała artykuł o historii Pomorza od okresu rozbiorów po czasy współczesne. Bazą była historia dwóch rodzin: dziadków oraz żołnierza września, który był potem więźniem obozu. W historii był wątek polityki niemieckiej wobec polskiej inteligencji – brat więźnia obozu był księdzem i został rozstrzelany w listopadzie 1939.
[00:55:22] Poznała też historię rodziny Juliana Kostro, którego ojciec, Józef Kostro, ożenił się z dziewczyną mającą korzenie austriackie i włoskie, która języka polskiego zaczęła się uczyć po ślubie. Potem swoje dzieci uczyła polskiego – kwestia patriotyzmu. Jej brat służył w polskim wojsku i zginął w Kozielsku. Józef Kostro brał udział w powstaniu wielkopolskim, po zdobyciu niemieckiego pociągu pancernego był jego dowódcą. Po wojnie studiował na politechnice w Wolnym Mieście Gdańsku i tam się osiedlił. Aresztowano go, gdy wrócił do miasta po odwiezieniu rodziny. Był w obozie do 1941 r., zostawiono go przy życiu, ponieważ był fachowcem i budował obóz karny dla esesmanów w Maćkach koło Gdańska. Żona, uznana za Reichsdeutsche, starała się o uwolnienie męża, ale to nie pomogło. Wywieziono go do Auschwitz, gdzie zginął w celi śmierci. Matka pracowała w urzędzie miejskim, po wojnie nastąpiły weryfikacje Polaków na Pomorzu, trzeba było przedstawić świadków, że było się dobrym Polakiem. Matkę aresztowano, ale zwolniono po interwencji miejscowej ludności. Dla boh. ciekawe jest poznawanie szerszej historii na bazie losów poszczególnych osób.
[00:59:20] Boh. zrobiła wystawę na podstawie materiałów otrzymanych od rodzin – zestawiono dokumenty, w których jest numer [obozowy] i suche dane ze zdjęciami uzyskanymi od rodzin. Do tego dodano krótkie historie opracowane na podstawie wspomnień.
[01:00:15] Jeden z więźniów został rozstrzelany w 1940 r. podczas jednej z dwóch egzekucji w obozie, w czasie których zabito aktywistów spośród Polaków z Gdańska. Jego wnuk chciał się dowiedzieć czegoś o dziadku, kolejarzu, pracowniku DOKP w Gdańsku i boh. mu pomagała. Z dokumentów uzyskanych w archiwum kolejowym dowiedziano się, że dziadek pracował w wydziale zajmującym się sprawdzaniem paszportów niemieckich. Niemcy mieli rozeznanie w tym kto się czym zajmuje – siła niemieckiego wywiadu, odniesienie do filmów „Na kłopoty Bednarski” i „Pogranicze w ogniu”. Na podstawie przekazanych materiałów boh. zrobiła album o kilku rozstrzelanych więźniach – satysfakcja z pracy, możliwość publikowania.
[01:03:00] Przedstawienie rodziców: Stanisławy i Pawła Drywów. Rodzina mieszkała w Tczewie w dzielnicy Czyżykowo. Było tam osiedle robotnicze zbudowane przez Niemców. W 1955 r., gdy miała dwa miesiące, przeniesiono się do bloku zbudowanego dla pracowników fabryki przekładni samochodowych. Wprowadzono się do nowego budynku i boh. zaczęła chorować na reumatyzm, jeden rok spędziła w szpitalu dziecięcym – traktowanie przez rodziców. Starsza szesnastoletnia siostra po skończeniu zawodówki poszła do pracy. Bracia też pracowali. Gdy boh. chciała zdawać na studia, matka mówiła, że i tak się nie dostanie – punkty za pochodzenie robotnicze. Rodzice nie naciskali, by szła do pracy.
[01:05:27] Boh. jako dziecko interesowała się starożytnością, średniowieczem. Nie interesowała jej II wojna, ten czas był pomijany w szkole oraz na studiach. Być może profesorowie nie chcieli mówić tego, co powinni, a nie mogli mówić prawdy. Boh. jednak wciągnęła się w historię II wojny. Pisała pracę [magisterską] o wojnach z Krzyżakami, w jej opinii niewiele się zmieniło poza metodami walki i postępowania. Okres krzyżacki, ich sprowadzenie [do Polski] wpłynął na wywołanie II wojny. Niemcy od września [1939] kontynuowali politykę prowadzoną przez zaborców.
[01:08:00] Boh. jako dziesięciolatka była na koloniach i odwiedziła muzeum w Sztutowie. W latach 60. działała żegluga i dopływały do Sztutowa statki wycieczkowe z Gdańska. Do muzeum wchodziło się z innej strony niż obecnie – droga z przystani. Muzeum istniało dopiero trzy lata, boh. wysłała stamtąd kartkę do rodziców. W 1968 r. była na szkolnej wycieczce w Krakowie, Zakopanem i odwiedziła muzeum w Auschwitz. Zapamiętała stamtąd stosy rzeczy. Po latach okazało się, że można pracować w takim miejscu.
[01:10:10] Ciotka Marta Lebiedziewicz, siostra ojca, celniczka, była zaprzyjaźniona z siostrą księdza Komorowskiego, który został rozstrzelany. Boh. żałuje, że nie zapisała opowieści ciotki, która pamiętała więźniów Stutthofu. W domu nie mówiono o historii rodziny, jeden z braci ojca też był w niewoli. Starsza o 10 lat siostra opowiadała, że gdy mieszkano w domu [w Czyżykowie], pod oknami chodził szpicel i podsłuchiwał. Ludzie bali się rozmawiać. Jako uczennica szkoły średniej boh. słuchała Wolnej Europy, gdzie mówiono np. o Katyniu.
[01:13:30] Ojciec był członkiem partii, ale oddał legitymację po wydarzeniach 1956 r. Matka dorabiała opiekując się dziećmi, swoich podopiecznych uczyła wierszyka „Kto ty jesteś, Polak mały”. Pochodziła z Wielkopolski, gdzie nie darzono sympatią Piłsudskiego, więc uczyła dzieci piosenek anty-piłsudczykowskich. Geneza powiedzonka matki, by dzieci nie chodziły za nią jak za starą Polską.
[01:16:22] Ojciec nie podkreślał swojej kaszubskości. Stryj ożenił się z Kaszubką i jego dzieci także wyszły za Kaszubów. Drugi brat też miał żonę Kaszubkę. Ojciec ożeni się z poznanianką. Babcia ze strony matki pochodziła ze Śląska. Boh. nie zdawała sobie sprawy, że Drywa to kaszubskie nazwisko. W czasie studiów prof. Borzyszkowski oblał ją na egzaminie i kazał przeczytać książkę Lecha Bądkowskiego [działacz i pisarz kaszubski]. Dopiero po latach zrozumiała, że profesor chciał, by dowiedziała się więcej o Kaszubach – współczesne relacje z prof. Borzyszkowskim. Boh. długo nie wiedziała, że jest Kaszubką. Matka walczyła z dziećmi, które podłapywały słówka kociewskie albo naleciałości z niemieckiego. Po wojnie na Pomorze przyjeżdżali nauczyciele z Polski centralnej, z Łemkowszczyzny, którzy uczyli polskiego tępiąc gwarę kaszubską, dzieci nawet bito.
[01:20:10] Gdy boh. podjęła pracę w grudniu 1978, siedziała w pokoju z widokiem na teren obozu, widać było komorę gazową i krematorium. W budynku były problemy z ogrzewaniem – pierwsze wrażenia [+]. Miała w muzeum koleżankę i kolegę ze studiów: Ewę Ferenc i Marka Orskiego, i to ratowało sytuację. Dla boh. ważne były spotkania z interesującymi ludźmi, reprezentującymi różne dziedziny nauki. Na początku pracy nie miała obciążeń związanych z historią miejsca. Niektórzy byli więźniowie odwiedzali obóz – spotkania i rozmowy. Nie było świadomości tego, co działo się w obozach koncentracyjnych. Stuthoff jako obóz nie był bardzo znany na samym Pomorzu, zwłaszcza początek działalności obozu i polityka eksterminacji polskiej inteligencji. Na Pomorzu silna była narodowa demokracja, pierwsze ofiary były związane z ruchem patriotycznym, niewiele o tym mówiono [po wojnie]. W niedalekim Lesie Szpęgawskim mordowano ludność z Kociewia, harcerzy. Dopiero później boh. zaczęła wchodzić w tematykę, pracując z dokumentami nie rozczulała się. Robiąc wykaz zamordowanych księży z Pomorza zdała sobie sprawę, że byli to młodzi ludzie. Rozważania na temat określenia „więźniowie”, które nie daje takiego wyobrażenia jak przybliżenie szczegółu.
[01:25:30] Boh. przygotowywała publikację na temat pierwszych więźniów i akcji oczyszczania. W październikowe deszczowe popołudnie jechała do Gdańska – wrażenia, jakby była w Wolnym Mieście. Pisząc o Żydach śniły jej się numery więźniów [+]. W muzeum boh. mieszka w dwóch pokojach ze starymi parkietami, czasem miała wrażenie, że coś tam się porusza. Koleżanka, którą boh. zastąpiła, zrezygnowała po dwóch tygodniach pracy. Wpływ na jej decyzję mogło mieć też to, że pracownicy jeździli kopać buraki cukrowe. Boh. wtedy nie wiedziała, gdzie chciałaby pracować, namówili ją znajomi. Gdy pracowała, już nie brano udziału w kampaniach buraczanych. Boh. przepracowała w muzeum całe życie, już powinna być na emeryturze.
[01:28:42] Spotkania z byłymi więźniami nie były szczególnym przeżyciem, ponieważ oni tak do tego nie podchodzili. Traktowali pobyt w obozie jako pewien etap w życiu i nie roztrząsali tego, choć może robili to w swoim gronie. Sytuacja zmieniła się, gdy byli więźniowie przeszli na emerytury i mieli więcej czasu. Felicjan Łada rozmawiając bez mikrofonu mówił inaczej, swobodniej i szerzej, gdy go potem nagrywano, usztywniał się i mówił o martyrologii.
[01:30:35] W obozie działy się różne rzeczy, gdy ktoś siedział kilka lat musiał znaleźć swoją przestrzeń – kwestia psychiki. Obecnie boh. dużo czasu spędza w pracy, dawniej kończyła o 15 i szła nad morza albo do lasu. Refleksja na temat psychiki boh. – zajmowanie się trudnymi tematami, emocje podczas lektury pracy o [obozie w] Chełmnie nad Nerem. Reakcja na list od pana Kostro.
[01:33:05] Specyfika zbiorów każdego muzeum. W Stutthofie są pasiaki, klumpy [drewniaki], miski, są też wyrabiane nielegalnie kartki świąteczne, sygnety, inne pamiątki – twórczość artystyczna pomimo doświadczanego okrucieństwa. Wrażane z pierwszej zimy w muzeum.
[01:35:13] Wspomnienie różańca z Gusen, który miał być świadectwem istnienia obozu. W muzeum w Sztutowie była jedna z kostek z Gusen podarowana przez nauczyciela Floriana Wichłacza, aresztowanego jeszcze w sierpniu 1939 r., więźnia Stutthofu, Sachsenhausen i Gusen. Dopiero po jakimś czasie, gdy boh. zajmowała się obozem w Gusen, zorientowała się, czym jest kostka. W 2009 przejęto materiały z izby pamięci w Niewolnie, wśród nich były kostki: granitowa i drewniana. W Stutthofie nie było podobnej szeroko zakrojonej akcji. W Ravensbrück istniało tajne nauczanie. W Stutthofie tajne nauczanie miało formę pogadanek.
[01:38:21] Pierwszych więźniów, pomorską inteligencję, wywieziono do Sachsenhausen i obóz stał się miejscem pracy przymusowej. Od połowy 1940 r. kierowano tu więźniów na tzw. „wychowanie”. Grupa pierwszych więźniów pozostała do obsługi obozu, a przychodzący nowi więźniowie byli w obozie 2-4 tygodnie. Nie było stałej grupy, która mogłaby coś zawiązać. Dopiero pod koniec 1942 r. zaczęły powstawać większe grupy, w tym orkiestra obozowa. Po rozbiciu przez Niemców konspiracji na Pomorzu do obozu zaczęli trafiać więźniowie polityczni z różnych organizacji. Były to grupy osób, które się znały, rodziny – wzajemna pomoc. Grupa kwidzyńska z polskiego gimnazjum do końca trzymała się razem. Stutthof do pewnego momentu był obozem, w którym więźniowie się zmieniali. Nie było szansy na stworzenie zorganizowanej grupy. Wśród robotników przymusowych byli ludzie młodzi, także Ukraińcy i Białorusini, gdańszczanie. Sytuacja zmieniła się, gdy pojawiły się grupy z ruchu oporu a także grupa z Pawiaka. Różnice w obozie z początków okupacji i z roku 1944, gdy Niemcy cofali się. Pozwolono wtedy np. śpiewać po polsku i przysyłać większe paczki.
[01:42:02] Teren obozu zajęła Armia Czerwona, potem przejęło go wojsko polskie. W komendanturze mieścił się magazyn zapałek. Potem w komendanturze, do momentu powstania muzeum, mieścił się ośrodek wczasowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Posadzono wtedy drzewa, które zasłaniały widok z budynku na teren obozu. Część baraków rozebrano. Niedługo po wojnie powstał Klub byłych Więźniów Politycznych Polskich [?] Obozów Koncentracyjnych. Jego członkowie rozbierali baraki, z pozyskanego materiału budowano mieszkania w PGR-ach. Prawdopodobnie część wywieziono do Warszawy, gdy budowano Pałac Kultury i zrobiono tam mieszkania [dla robotników]. Większość miejscowych gospodarzy, potomkowie Holendrów, Niemcy, opuściła mierzeję. Napływała tu ludność z różnych regionów Polski, z Kresów, Wielkopolski, Polski centralnej. Więźniowie zakopywali kosztowności na terenie obozu i po wojnie ich szukano. Zniszczono np. kanalizację na terenie obozu. Z terenu, który liczył 120 hektarów muzeum ma ok. 20. Pozostałą część zajęły Lasy Państwowe, były tam budynki m.in. szpital i koszary SS – zalesienie. [+]
[01:45:42] Gdy tworzono muzeum teren, gdzie teraz są postumenty-pomniki symbolizujące nowy obóz, był sprzątany przez młodzież szkolną. Były tam magazyny rzeczy odbieranych więźniom, to zostało usunięte. Z trzech ogromnych stert obuwia część wywieziono po wojnie i nie wiadomo, co się z tym stało. W tym miejscu posadzono las. Kilka lat temu miała miejsce afera z podeszwami, TVN24 podniosło temat zaniedbań ze strony muzeum. Do lasu wchodzą ludzie z wykrywaczami i znajdują m.in. podeszwy, inne drobiazgi – podejście w czasach PRL. Część znalezisk przynoszono do muzeum. Obecnie nad poszukiwaniami muszą mieć nadzór archeolodzy. Wykopane resztki obuwia zostały wysuszone i umieszczone w pustym pomniku. Te buty nie pochodzą od więźniów obozu. Dokumenty wskazują, że do obozu przysyłano transporty butów z Auschwitz, z Francji, czasem wierzch i podeszwa już były oddzielnie. Miał jej przerabiać warsztat szewski działający w obozie. [+]
[01:48:35] Znaleziono także pewną ilość blaszek z numerami, które pochodziły z magazynu rzeczy odbieranych więźniom. W 1944 r. więźniowie mieli papierowe worki depozytowe, na których były metalowe blaszki z numerami. W czasie ewakuacji niektórzy więźniowie zdołali pobrać koce, odzież. Przypadki, że więzień zmarł w obozie, ale jego numerek znalazł się na trasie marszu. Znajdowane są różne drobiazgi, np. sygnety. Zaniedbania na początku podjęcia prac na terenie obozu, gdy wiele rzeczy leżało na wierzchu. Pierwszy dyrektor musiał wiedzieć, jaka była sytuacja, ale o tym nie mówiono – wytyczne partii. [+]
[01:50:15] Inne podejście do pozostałości obozowych w czasach powojennych. Nikt nie myślał o tym, że będą to miejsca [istotne dla historii]. Sytuacja tuż po wojnie – zmiany, przemieszczanie się ludności, napływ ludzi ze wschodu, którzy mieli inną mentalność niż mieszkańcy Pomorza. Różnice widać nawet obecnie w młodym pokoleniu. Auschwitz i Majdanek były związane z ludźmi mieszkającymi na tamtych terenach. Stutthof dla ludności, która przyszła po wojnie, był miejscem poza ich historią. Ci ludzie zostawili swoje domy i swoją historię na Kresach, do dziś nie są zainteresowani historią Pomorza – sprawa volkslisty i dziadków w Wehrmachcie. Kwestia oceny bez znajomości faktów.
[01:52:45] Początkowo głównym nurtem w muzeum było pokazywanie martyrologii. Boh. podejmuje nowe tematy, np. więźniów żydowskich. Niektórzy byli więźniowie mówili, że w obozie nie było Żydów. Mówiono też, że zginęli wszyscy Żydzi przebywający w Stutthofie. Okazało się, że sprawa wygląda inaczej – napływ dokumentacji. Na ok. 110 tys. więźniów ponad 50 tys. to byli Żydzi. Główna grupa, ponad 49 tys. przybyła w drugiej połowie 1944 r. Żydów z Pomorza było niewielu, większość została zamordowana w egzekucjach jesienią 1939 r. Boh. usystematyzowała historię Żydów w obozie. Żydówki trzymano w podobozach w okolicach Bydgoszczy i Torunia, do pewnego momentu o tym nie mówiono. Boh. zajmowała się tą tematyką i ustalono, gdzie były te podobozy. Większość badaczy zajmowała się więźniami politycznymi.
[01:55:30] Boh. w ciągu ostatnich lat podjęła temat więźniów wychowawczych, co okazało się ciekawym materiałem. Na ogólnych kartach personalnych jest informacja, że więzień przyszedł na „wychowanie”, gestapo określało czas pracy. Czasem zwalniano kogoś po dwóch tygodniach. Na obóz skazywano za ucieczki z miejsc pracy. W dokumentach zdarzają się opisy sytuacji i tam są ciekawe informacje pokazujące, jak wyglądała okupacja i praca przymusowa. Historia Stutthofu widziana przez pryzmat tego tematu – większe zrozumienie tego, co działo się w obozie. Oprowadzając grupę trudno poruszyć każdy temat i narracja jest ogólna. Wcześniej nie sięgano po dokumentację dotyczącą więźniów wychowawczych. Dla boh. był to odkrywczy temat, dający obraz życia codziennego [w czasie okupacji].
[01:58:30] Boh. opracowała także temat więźniarek asocjalnych, które uważano w większości za prostytutki. Okazało się, że tę kategorię dawano także kobietom, które uchylały się od pracy – porównanie z wcześniejszymi publikacjami na ten temat. Muzeum prowadzi kursy dla przewodników wycieczek i przedstawia wyniki nowych badań, by przewodnik mógł uaktualnić narrację.
[02:00:08] Boh. pisząc pracę o więźniach żydowskich zastanawiała się nad sformułowaniami, by uniknąć zarzutów za strony byłych więźniów oraz rodzin żydowskich. Kilku byłych więźniów miało pretensje – boh. pisała o grupie jeńców rosyjskich, niektórzy byli pochodzenia żydowskiego. Jeden z nich namalował portret więźnia Polaka i podpisał się, boh. odczytała nazwisko jako Liwszyc. Były więzień, Polak, zaatakował ją negując to, że jego przyjaciel mógł być Żydem. Boh. jechała z grupą więźniów trasą ewakuacji z obozu, słyszała dyskusję, w której pani Abramowicz, pracująca jako pielęgniarka w szpitalu żydowskim, zarzucała jej, że zrobiła z niej Żydówkę. W obsłudze szpitala pracowały nie tylko Żydówki. Boh. nie przyznała się, że jest „tą Drywą”. Obecnie ta publikacja jest bardzo poszukiwana, cena wydania w języku angielskim dochodzi do 450 euro. Po procesach w Hamburgu i Itzhoe – tu sądzono sekretarkę ze Stutthofu, adwokat strony polskiej używał książki napisanej przez boh. i wydanej w 2001 r. jako dowodu w śledztwie. Adwokat uznał ją za „biblię”. Kwestia cenzury wewnętrznej podczas pisania, szukanie sformułowań, które nikogo nie urażą.
[02:03:42] Boh. pisała artykuł o więźniach osadzonych za pomoc udzielaną Żydom, robili to nie tylko Polacy, ale też Niemcy. Jeden z pracowników IPN zarzucił jej skupienie się na Niemcach. Na Pomorzu trochę na siłę szuka się osób, które ratowały Żydów. W regionie bardzo szybko zlikwidowano społeczność żydowską. W 1944 r. do Stutthofu przywieziono Żydów z Auschwitz, więźniowie żydowscy pochodzili z różnych krajów i nie byli związani z Pomorzem. Ludność polska i kaszubska pomagała więźniom w czasie ewakuacji obozu, pomagano wszystkim bez względu na pochodzenie. IPN koniecznie chce udowodnić [że Polacy pomagali Żydom], choć jest to wyrwane z kontekstu. Opinia na temat współpracy w IPN.
[02:05:45] Kwestia wiedzy historycznej w Stanach na temat wojny w Polsce – „polskie obozy koncentracyjne” w mediach. Boh. pomagała Norwegowi, który opracowywał wspomnienie jednego z więźniów norweskich. Współpracowała z badaczami z różnych krajów i środowiskami żydowskimi w USA, także z drugim i trzecim pokoleniem Polaków, którzy wyjechali do Stanów. Muzeum otrzymało z USA duży zbiór zdjęć z Pelpina. Niemcy w katedrze zrobili stajnię, a w seminarium szkołę policyjną. Matka ofiarodawcy prowadziła antykwariat i ktoś przyniósł tam fotografie. Opinia na temat zainteresowania Amerykanów historią.
[02:08:18] Ruth Schwertfeger napisała książkę o obozie opierając się na materiałach dostarczonych przez boh. Autorka opisała początki obozu. Książki nie chciano wydać w Kanadzie i USA, ponieważ w dobrym świetle opisano w niej polskich księży. W początkach istnienia obozu przebywali tu duchowni z Pomorza, których potem wysłano do Sachsenhausen. Książkę wydano w Anglii [„A Nazi Camp Near Danzig. Perspectives on Shame and on the Holocaust from Stutthof”]. Bywają przypadki, że z jakąś narracją trudno się przebić.
[02:09:40] Obecnie nie ma tematów tabu. Kolega z muzeum Piotr Chruścielski zrobił wystawę na temat więźniów homoseksualnych w obozie. Z paragrafu 175 aresztowano ponad 70 osób. Po zbadaniu tematu okazało się, że nie wszyscy byli homoseksualistami. Wystawę pokazywano w Polsce, będzie prezentowana w Ravensbrück. Dyrekcja nie narzuca [tematów]. Homoseksualiści [skazani z paragrafu 175] to nie byli funkcyjni, którzy wykorzystywali młodych więźniów za kawałek chleba.
[02:11:18] W obozie przebywała grupa Badaczy Pisma Świętego, na ten temat także zrobiono wystawę. W muzeum jest upamiętnienie poświęcone muzułmanom, zrobiła je grupa Tatarów polskich z Oruni. W obozie nie było polskich Tatarów , ale wśród jeńców sowieckich byli muzułmanie, a wśród więźniów francuskich muzułmanie z Maroka. Różnorodność podejmowanych tematów [badawczych].
[02:12:15] Muzeum dostaje materiały od osób prywatnych. W archiwach niemieckich mogą się jeszcze znajdować jakieś materiały. Dokumenty obozowe były kopiowane i wysyłane do urzędów, np. Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, do Inspektoratu Obozów. Część dokumentów ma Archiwum Aleksandryjskie w USA. Koleżanka z IPN robiła kwerendę w archiwach niemieckich dotyczącą Piaśnicy i Stutthofu, nie znalazła niczego nowego. Według boh. nowe dokumenty nie wpłynęłyby na obraz obozu. Marek Orski zajmował się filiami obozu i korzystał z materiałów dotyczących jego gospodarki. Pojawiają się nieznane wcześniej materiały zdjęciowe. Autor bazy danych esesmanów szukał miejsc, w których mieszkali i nawiązywał przy tym kontakty. Okazało się, że biblioteka w Kamieniu Krajeńskim ma zdjęcia jednego z esesmanów ze Stutthofu. Otrzymano kilka nowych zdjęć z obozu i zobaczono, jak wyglądał barak polityczny, to było odkrycie. Zdjęcia zrobiono przy okazji wizyty [Alberta] Forstera, który jest na dwóch zdjęciach – reakcja boh. na zdjęcia. Być może są jeszcze nieznane zdjęcia z obozu.
[02:15:18] Czasem do archiwum piszą rodziny załogi obozu szukając informacji. Nawet, gdy rodziny coś miały, to rzeczy zostały zniszczone. Potomkowie piszą, że był to temat tabu, w domach o tym nie mówiono. Jeden [z esesmanów?] pochodził z Pomorza, boh. dostała zdjęcia, ale proszono, by ich nie upubliczniać.
[02:16:27] W czasie egzekucji w Gdańsku [członków załogi Stutthofu] zrobiono serię zdjęć. Marcin Owsiński napisał książkę o kapo „Lagrowi ludzie”, opierał się na zeznaniach z procesu, które znajdują się w zbiorach gdańskiego IPN. Sprawę prowadziła Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich, a jej dokumenty przejął IPN.
[02:17:38] Nic nie wiadomo o liczbie jeszcze żyjących byłych więźniów. Niedawno przyszła informacja od wnuka, że zmarł były więzień, ale w muzeum o nim nie wiedziano. Wielu więźniów pochodziło z Białostocczyzny, ci, którzy brali udział w ewakuacji drogą morską przebywali w Szwecji i wyemigrowali potem do Kanady. Część więźniarek żydowskich wyjechała do Australii. Nie wiadomo, ile z tych osób jeszcze żyje. Czasem ktoś się nie ujawniał i żył na wsi białostockiej. Jeśli ktoś żyje, to ma prawie sto lat. Maria Kowalska z Warszawy, łączniczka AK urodzona w 1926 r., do obozu trafiła w 1944 r., obecnie ma 97 lat. Płk Czesław Lewandowski był wtedy młody [rocznik 1928]. Niektórzy przeżyli ponad sto lat – przeżycie obozu a dożycie wieku sędziwego.
[02:19:58] W latach 60.-70. nagrywano relacje na taśmach magnetofonowych i zostały one spisane. Trudności z zakupem taśmy – czasem wykorzystywano ją drugi raz [kasując wcześniejsze nagranie]. Potem do więźniów wysyłano ankiety. W 2009 Marcin Owsiński nagrywał ostatnich świadków.
[02:21:30] Czasem członkowie rodzin mówią, że ojciec czy dziadek nie chcieli mówić o przeszłości [obozowej]. Jeden z kolegów opowiadał, że umówił się z byłym więźniem, ale ten zmarł przed spotkaniem.
[02:22:43] Muzeum nie poszukuje konkretnych rzeczy, ale zdarza się pozyskanie czegoś nowego. Boh. dostała zapytanie o więźnia obozu, nazwiska nie było na liście, ale osoba pytająca miała zwolnienie tej osoby z obozu. Zdarza się, że rodziny mają dokumenty, które pozwalają na uzupełnienie kartoteki. Nie wszystkie dokumenty obozowe zachowały się, czasem jest list z numerem więźnia, czasem dokument zwolnienia albo informacja o zgonie wysłana do rodziny. Są to dodatkowe dokumenty uzupełniające [zbiory]. Zdarzyło się, że ktoś przywiózł maszynę do pisania pochodzącą z biura obozu. Pracowała tam sąsiadka darczyńcy, która zabrała ją po likwidacji obozu. Po wojnie zarabiała pisząc na tej maszynie. Inna osoba przekazała kowadło wyniesione z obozu. Czasem coś przynoszą okoliczni mieszkańcy, ale nie wszyscy chcą ujawnić, że wzięli jakieś artefakty.
[02:25:25] Ziomkostwo sztutowskie wydało album o okolicy i miejscowych rodzinach. Na temat obozu jest tam krótki akapit wyjaśniający, że mieszkańcy coś wiedzieli, ale nie dokładnie. Okoliczni mieszkańcy korzystali z pracy więźniów, których wykorzystywano m.in. do prac rolnych. Więźniowie pracowali w warsztatach we wsi oraz w tartaku. Stare domy stały blisko krematorium i mieszkańcy musieli czuć dym. W okolicy mieszkali esesmani. W klubie w Sztutowie organizowano święta i obchodzono urodziny Hitlera.
[02:27:08] Ludność miejscowa nie pomagała więźniom. Sami więźniowie piszą we wspomnieniach, że byli przez miejscowych źle traktowani. Przypadki pomocy były rzadkie, w Stutthofie były hale zakładów zbrojeniowych i pracowali tam też robotnicy cywilni. Był zakaz rozmów z więźniami, ale czasem ktoś z cywili dał kawałek chleba albo przekazał informację rodzinie. Miejscowi mogli się czuć zastraszeni.
[02:28:26] Zagadkowy dla badaczy pozostaje okres końca obozu. Od lutego do kwietnia 1945 powstawała dokumentacja, ale to co z niej zostało zabrali Rosjanie. Otrzymano od nich fotokopie meldunków z porannych i wieczornych apeli, nie ma tam nazwisk, tylko liczby. Pokazuje to śmiertelność w obozie. Nie wiadomo, co jeszcze mają Rosjanie. Nikt nie podjął tematu Rosjan, trudnego choćby dlatego, że jako Rosjan zapisywano w dokumentach także Ukraińców i Białorusinów. Można się starać to podzielić sprawdzając miejsca urodzenia i zamieszkania, ale to czasem nie jest adekwatne, ponieważ ludność się przemieszczała. Temat jest do opracowania. Okres początków obozu też nie został dokładnie opracowany. W jakichś wspomnieniach jest informacja, że na przesłuchania do Stutthofu przywożono osoby wracające z zachodu i wysiadające w Gdyni. W Auschwitz i na Majdanku było więzienie po wojnie. Ten temat także nie został dokładnie zbadany.
[02:31:23] Boh. zajęła się postacią Antoniego Kasztelana, który był szefem polskiego kontrwywiadu Marynarki Wojennej. Niemcy znaleźli zostawione przez Polaków w Warszawie [Fort Legionów na Cytadeli] materiały wywiadu i dzięki nim zabierali polskich szpiegów z obozów jenieckich. Kasztelana skazano na czterokrotną karę śmierci. Dzięki nowym wyzwaniom boh. nie może odejść na emeryturę – doświadczenie płynące z wieloletniej pracy.
[02:33:20] Dla boh. istotne są dokumenty zgromadzone w muzeum. Same buty i inne przedmioty nie mają takiej wagi jak to, co zostało na papierze. Dokumenty były wystawiane w imieniu państwa i narodu niemieckiego a nie państwa nazistowskiego, są tam pieczątki i podpisy, np. Himmlera, Kaltenbrunnera. Na boh. robią wrażenia zdjęcia przedwojenne późniejszych więźniów. Od wnuka jednego z nich, Niemca pochodzącego ze Śląska, dostała zdjęcie dziadka w mundurze niemieckim. Po wojnie były więzień wyjechał do Niemiec i nie kontaktował się z rodziną na Śląsku, wnuk poznał jego historię po latach. W zbiorach jest zdjęcie siedemnastoletniego Antoniego Budzejko z Białostocczyzny. Słowo „więźniowie” zamazuje obraz, dają go dopiero zdjęcia i poszczególne historie. Budzejko był potem w obozie w Potulicach. Ludzie z białostockiego często trafiali do obozu za ucieczki z miejsca pracy, początkowo byli w więzieniu w Białymstoku, skąd wywieziono ich do Stutthofu. Budzejko pisze we wspomnieniach, że gdy był na robotach, jego matka też się narażała i odwiedziła go pomimo zakazu przemieszczania się. W jego teczce boh. znalazła list od matki do komendanta z zapytaniem, czy mogłaby odwiedzić syna. Opowieść świadka dopełniona dokumentami tworzy całość.
[02:37:48] Niemcy nie fotografowali więźniów. Zachowało się 20 zdjęć zrobionych w obozie. Był zakaz fotografowania na jego terenie. Boh. znalazła dokument, w którym gestapo prosi o wykonanie zdjęć kilku więźniów. Niemcy mieli zdjęcia poszukiwanych Polaków, których wyłapywano na terenie Pomorza, potem ślad po nich miał zaginąć. Więźniowie wychowawczy mieli książeczki pracy ze zdjęciami. Gdy więzień trafiał do obozu, jego książeczka zostawała w gestapo. W drugiej połowie 1944 r. napływało wiele transportów z więźniami, dziennie przywożono po kilka tysięcy ludzi. Wąsowicz pisał, że była pracownia fotograficzna, ale robiono w niej zdjęcia dokumentów – technika powielania.
[02:39:46] Więźniów rozpracowywał wydział polityczny, ta dokumentacja została na przełomie 1944-45 r. zniszczona przez więźniów pod nadzorem Niemców. Gdańskie gestapo zabierało więźniów na przesłuchania do siebie. Część tej dokumentacji jest w Archiwum Państwowym w Gdańsku. Boh. znalazła informację, że więźniowie niszczący dokumentację niszczyli także swoje teczki, ponieważ nie wiedzieli, co się stanie. Potem okazywało się, że nie mają żadnych dokumentów. Oddziały partyzanckie Gryfa Pomorskiego współdziałały na Kaszubach z oddziałami rosyjskimi. Rosjanie mieli dobre rozpoznanie terenu i wchodząc na te tereny wyłapywali partyzantów, których wywożono do łagrów.
[02:42:00] [Propozycja przekąski – wędlina swojska z miejscowego rynku].
[02:42:47] Obsługa obozu rozproszyła się po wojnie, ale niektórzy pochodzili z okolicy i zostali. Jedna ze strażniczek pracowała potem na poczcie, ale ją rozpoznano. Jednego z lekarzy niektórzy niezbyt dobrze wspominali. W relacji jest informacja o przypadkowym spotkaniu w pociągu, lekarz udawał, że nie zna byłego więźnia. O pewnych rzeczach więźniowie nie chcieli mówić, w to nie można ingerować. Szansy na przeżycie nie mieli ludzie krystaliczni. W grupie przywiezionej z Pawiaka w maju 1944 był profesor biologii, który w obozie prowadził pogadanki dla więźniów. Profesor był w złym stanie i umieszczono go w komandzie pracującym w ogrodnictwie. W takim przypadku ktoś z tego komanda musiał odejść. Kwestia ratowania kogoś kosztem innej osoby. W książce [Hermanna] Langbeina „Ludzie w Auschwitz” pokazane są różne postawy ludzi.
[02:46:00] Długoletnia praca dała boh. umiejętność rozróżniania niuansów w obrazie obozu. W powszechnej narracji odwrotnie – obraz robi się czarno-biały. Narracja, że byli tylko dobrzy i źli, a więźniów czekało tylko bicie, maltretowanie i śmierć. W obozie byli ludzie, którzy siedzieli od września 1939 do stycznia i maja 1945. Życie zachowało kilku Żydów z Pomorza, jeden z nich robił cholewki do oficerek. Kapo stolarni był Juliusz Szwarcbart, boh. poznała jego wnuka. W stolarni robiono meble i narty dla oddziałów walczących w Norwegii. Meble zawożono do siedziby Hitlera w Berchtesgaden. Szwarcbart robił też meble dla Himmlera. Dzięki temu przeżył. W Gdyni było dziesięciu jezuitów, aresztowano ich i dziewięciu rozstrzelano. Jednego nie zabito i w obozie pracował w stolarni. Gdy Stutthof zamieniano na obóz koncentracyjny, gestapo go szukało, ale komendantura odpisała, że mają takiego więźnia, ale to nie ksiądz tylko stolarz. [+]
[02:49:20] Kwestia szczęścia w życiu – inni ginęli po kilu dniach w obozie. Niektórzy przyjeżdżali z wyrokami śmierci, były takie transporty, że wyroki od razu wykonywano. W obozie zdarzały się różne sytuacje, np. więźniowie pędzili bimber w krematorium, inni zabili kota esesmana, który potem szukał zwierzaka. Prawdopodobnie nikt by nie przeżył, gdyby więźniowie tylko użalali się nad sobą.
[02:51:20] Dyrektorka muzeum w Żabikowie Anna Ziółkowska ma równie długi staż pracy. W muzeum Gross-Rosen też pracowały panie o długim stażu. W muzeum na Zamku w Lublinie wicedyrektorką jest Barbara Oratowska, która podjęła pracę zaraz po studiach w lubelskim Muzeum Martyrologii „Pod Zegarem”. Wieloletnim pracownikiem jest Tomasz Kranz, dyrektor muzeum na Majdanku.
[02:53:04] Od kilkunastu lat w sztutowskim muzeum odbywa się Forum Pamięci, spotykają się wtedy muzealnicy z różnych placówek. Podejście młodych pracowników muzeów. Refleksje na temat wrażliwości. Boh. była kilkanaście lat temu w Chełmnie nad Nerem, wrażenia z miejsca, w którym był obóz. Podobnie czuje się w Piaśnicy czy Lesie Szpęgawskim, w Treblince i Sobiborze. W czasie wizyty pary książęcej [książę William i księżna Kate] w Stutthofie dyrektor zarządził, by potem nie otwierać muzeum. Tego dnia przyjechała rodzina jednego z byłych dyrektorów i boh. oprowadzała ich po pustej placówce – inny odbiór miejsca. Na boh. duże wrażenie zrobiło Muzeum Katyńskie i zgromadzone tam drobne przedmioty.
[02:56:36] Boh. nie wydaje się, że ludzie przestaną odwiedzać muzeum. Zaletą jest położenie na szlaku turystycznym. W 2023 r. placówkę odwiedziło wiele grup. Turyści przyjeżdżający do Gdańska odwiedzają też Stutthof. Boh. spotykała młodych ludzi z zagranicy, którzy przyjechali zwiedzić muzeum. Przyjeżdżają też rodziny, wnuki i prawnuki więźniów.
more...
less
The library of the Pilecki Institute
ul. Stawki 2, 00-193 Warszawa
Monday to Friday, 9:00 - 15:00
(+48) 22 182 24 75
The library of the Berlin branch of the Pilecki Institute
Pariser Platz 4a, 00-123 Berlin
Pon. - Pt. 10:30 - 17:30
(+49) 30 275 78 955
This page uses 'cookies'. More information
Ever since it was established, the Witold Pilecki Institute of Solidarity and Valor has been collecting and sharing documents that present the multiple historical facets of the last century. Many of them were previously split up, lost, or forgotten. Some were held in archives on other continents. To facilitate research, we have created an innovative digital archive that enables easy access to the source material. We are striving to gather as many archives as possible in one place. As a result, it takes little more than a few clicks to learn about the history of Poland and its citizens in the 20th century.
The Institute’s website contains a description of the collections available in the reading room as well as the necessary information to plan a visit. The documents themselves are only available in the Institute’s reading room, a public space where material is available free of charge to researchers and anyone interested in the topics collected there. The reading room also offers a friendly environment for quiet work.
The materials are obtained from institutions, public archives, both domestic and international social organizations, as well as from private individuals. The collections are constantly being expanded. A full-text search engine that searches both the content of the documents and their metadata allows the user to reach the desired source with ease. Another way to navigate the accumulated resources is to search according to the archival institutions from which they originate and which contain hierarchically arranged fonds and files.
Most of the archival materials are in open access on computers in the reading room. Some of our collections, e.g. from the Bundesarchiv, are subject to the restrictions on availability resulting from agreements between the Institute and the institutions which transfer them. An appropriate declaration must be signed upon arrival at the reading room in order to gain immediate access to these documents.
Before your visit, we recommend familiarizing yourself with the scope and structure of our archival, library and audio-visual resources, as well as with the regulations for visiting and using the collections.
All those wishing to access our collections are invited to the Pilecki Institute at ul. Stawki 2 in Warsaw. The reading room is open from 9–15, Monday to Friday. An appointment must be made in advance by emailing czytelnia@instytutpileckiego.pl or calling (+48) 22 182 24 75.
Please read the privacy policy. Using the website is a declaration of an acceptance of its terms.