Eugenia Kling z d. Mackiewicz (ur. 1938, Romaszki) pochodzi z rodziny rolniczej, gospodarującej na kilku hektarach na Podlasiu niedaleko Białej Podlaskiej. W 1947 roku zmarł jej ojciec. Uczęszczała do szkoły podstawowej w Romaszkach, a potem w Polubiczach. Ukończyła liceum ogólnokształcące w Wisznicach, a następnie Szkołę Laborantów Medycznych w Warszawie. W 1957 roku rozpoczęła pracę w Szpitalu Zakaźnym na Woli, jednocześnie kontynuując naukę w liceum wieczorowym, zakończoną egzaminem maturalnym. Po czterech latach przeniosła się do Szpitala Kolejowego w Międzylesiu, a od 1965 roku pracowała w centralnym laboratorium szpitala klinicznego na Lindleya w Warszawie. Od 1968 roku studiowała na wydziale biologii Uniwersytetu Łódzkiego, w 1974 roku uzyskując tytuł magistra biologii. W latach 1968-89 pracowała w Zakładzie Immunologii w Instytucie Onkologii w Warszawie. W 1964 roku wyszła za mąż za Kazimierza Klinga, mają dwie córki: Monikę (ur. 1971) i Joannę (ur. 1977). W 1986 wspólnie z mężem Kazimierzem założyła i prowadziła firmę ELHYS Sp. z o.o.
more...
less
[00:00:10] Matka pochodziła ze wsi Polubicze, była o 9 lat starsza od ojca. Dziadek Eliasz Kossowski miał córkę i czterech synów, matka opiekowała się braćmi i skończyła tylko szkołę powszechną. Jeden z jej braci był policjantem, drugi skończył biologię, dwaj zostali rolnikami. Matka przez dłuższy czas była prezeską Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej. Matka ojca zmarła i dziadek ożenił się ponownie. Ojca wziął na wychowanie stryj, który szył kożuchy. Wieś Romaszki była ulicówką o zwartej zabudowie. W tym czasie przyznawano ziemię i niektórzy gospodarze przenieśli się na kolonię Kaczy Kąt. Stryj miał gospodarstwo przy lesie. Po ślubie rodzice zamieszkali ze stryjem. Chałupa stoi do dziś.
[00:05:00] W kolonii było sześciu gospodarzy, ale pięć gospodarstw, dwaj bracia mieli jedno siedlisko. Wieś była biedna, ziemie piaszczyste i nieurodzajne. Dziadek i jego druga żona mieli pięcioro dzieci, relacje między ojcem i macochą były napięte. Matka skończyła kursy ogrodnicze, po ślubie i przeprowadzce zaczęła wprowadzać wiele zmian w ogrodzie, np. sadziła pomidory, co nie podobało się macosze. W tym czasie ludzie na wsi nie znali pomidorów. Boh. jako dziecko chowała się w grządkach fasoli szparagowej rosnącej na tyczkach. Matka podawała pomidory z cukrem i śmietaną. Przy domu był ogród kwiatowy. Na wsi nie było drzew owocowych. W czasie wojny ojciec kupił sto drzewek i posadził koło lasu, latem nosił wodę w wiadrze, by je podlewać. Niektóre z drzew rosną do dziś – dawne odmiany jabłek. Przy domu rosła szara reneta, kalina i krzaki bzu. Zimą owoce kaliny zjadały gile.
[00:10:20] W czasie wojny chorowano na tyfus, zmarł stryj, opiekun ojca. Chorowała także matka. Ojciec był zaangażowany w działalność ruchu oporu, słuchał radia. Nocami do domu przychodzili jacyś ludzie. Potem ojciec zachorował i leżał w szpitalu w Warszawie.
[00:13:00] Po chrzcinach brata w domu był poczęstunek. Weszli tam żołnierze niemieccy i ośpiewali bratu „Sto lat, niech żyje Stefan”. Okazało się, że byli to żołnierze stacjonujący w dworze Dmochowskich w Polubiczach. Boh. czytała pamiętnik chłopaka, ucznia gimnazjum w Białej Podlaskiej, który opisał ruchy wojsk niemieckich i sowieckich na trasie z Białej Podlaskiej do Włodawy, przed ustaleniem granicy [w 1939]. Przed atakiem w 1941 r. przy granicy zbierały się oddziały niemieckie.
[00:15:44] Dziadek zmarł na początku wojny i macocha ojca została z dziećmi, dwóch synów było prawie dorosłych, jedna z córek była już mężatką. W domu macochy znaleźli lokum partyzanci, choć w rodzinie boh. mówiono, że to bolszewicy i bandyci. Grupa trudniła się kradzieżami w okolicy, łupy znoszono do stodoły macochy. Po wojnie mówiono, że kobieta pomagała bandytom, a jednocześnie miała kontakty z gestapo w Komarówce. Dwa razy do gospodarstwa rodziców boh. przyjechali Niemcy i zrobili rewizje. Pewnego dnia ojciec młócił w stodole, usłyszał szczekanie psa i krzyki, ze sterty siana zeskoczył mężczyzna, który uciekł do lasu. W domu Niemcy kazali matce i dzieciom położyć się na podłodze i sprawdzali, czy w łóżkach nikt się nie chowa. Ojcu kazano wejść w stodole na siano, znalazł tam koc, który ukrył. Niemcy niczego nie znaleźli, dostali mleko, jajka i odjechali. Za drugim razem nie było ojca. Niemcy znaleźli skórki zajęcze, ale stwierdzili, że zwierzęta nie zostały zastrzelone, tylko zagryzione przez psy. Na ścianie wisiał obraz „Sobieski pod Wiedniem”, który zainteresował żołnierzy. [+]
[00:20:48] W Wielkanoc w 1943 r. przyszły dwie córki wuja-policjanta, który w czasie okupacji odszedł ze służby, wrócił na wieś i zajął się sadownictwem. Przybiegła przyrodnia siostra ojca prosząc, by poszedł do domu macochy, bo przyjechali tam Niemcy. Ojca nie było w tym czasie w domu i matka tam poszła. Niemcy zaprowadzili ją do stodoły i pytali o zgromadzone rzeczy. Niemcy zastrzelili macochę i jej najstarszego syna, potem kazali pozostałym członkom rodziny wyprowadzić się, grożąc spaleniem gospodarstwa. Ojciec uspokajał matkę, że Niemcy już się cofają i nie spełnią groźby. Tak się też stało. [+]
[00:23:50] Pewnej nocy usłyszano walenie do drzwi. Ojciec otworzył i do domu weszło kilku leśnych. Rozłożono słomę na podłodze, a matka przykryła ją prześcieradłem. Rano, gdy partyzanci odeszli, matka spaliła wszystko w piecu, tyle tam było insektów. Walka z wszawicą i pluskwami.
[00:25:08] Po wyzwoleniu zaczęły się porachunki sąsiedzkie. Ojciec wrócił w nocy i zamknął drzwi, potem ktoś stukał do okien, a koło domu strzelano. Po latach boh. spotkała znajomego, który powiedział jej, kto należał do bandy. Po wojnie łatwo było zdobyć broń, porzucali ją uciekający Niemcy.
[00:26:42] Ojciec miał atak wyrostka robaczkowego i przez miesiąc leżał w szpitalu w Warszawie. Boh. ma jego notes z tego czasu, w którym zapisywał, co mu dawano do jedzenia. Ojciec w szkole był dobrym uczniem, miał ładny charakter pisma. W 1947 r., gdy boh. była w trzeciej klasie, stan ojca pogorszył się. Pojechał do Lublina i tam zmarł. Boh. nie dowiedziała się, jaka była bezpośrednia przyczyna zgonu. Z notesu ojca ktoś wyrwał wiele kartek. Ojciec zapisywał np. pożyczki żywności oraz pieniędzy między sąsiadami.
[00:30:25] Sytuacja rodziny, gdy ojciec żył. Wspomnienie przysmaku: chleba z masłem i cukrem, inne wypieki matki. W gospodarstwie były dwie krowy, jedną czerwoną nazywano „Kacapem”.
[00:31:47] W czasie okupacji przyjeżdżały kobiety, głównie z Warszawy, które przywoziły różne rzeczy na handel wymienny. Matka sprzedawała jajka i masło. Jedna z kobiet nie miała kawałka nosa, w latach 50. boh. chciała ją odszukać w Warszawie.
[00:33:00] W domu była sień, komórka na zboże, niewielka kuchnia i jedna izba, w której stały dwa łóżka, szafa i stół. Pod koniec wojny przyjechały dwie ciotki, jedna z synem, które wróciły z Syberii. Dom ciotek został zburzony, więc zamieszkały u rodziców boh. Gdy z Polubicz uciekł dziedzic Dmochowski, fornale zajęli mieszkania w dworku. Ciotki dostały mieszkanie na strychu i tam się wyprowadziły.
[00:35:42] W czasie okupacji w domu przez jakiś czas była Żydówka z Parczewa. Boh. pamięta młodą, szczupłą brunetkę. Dziewczyna chciała odwiedzić rodzinę i prosiła, by ojciec ją zawiózł do Parczewa. Ojciec ją podwiózł kawałek, dziewczyna już nie wróciła. W gospodarstwie mieszkał Iwan, który pomagał rodzicom i uchodził za kuzyna. W Kaczym Kącie było kilka gospodarstw, ale nie ufano sąsiadom. Jesienią, w czasie przesuwania się frontu, w domu pojawił się dezerter z Armii Czerwonej, nauczyciel. Matka dała mu ubranie po ojcu. Boh. nie wie, czy młoda Żydówka z Parczewa była znajomą rodziców.
[00:40:10] Żydzi raczej nie byli rolnikami. W Romaszkach [przed wojną] mieszkał Żyd, z zawodu dekarz. Krył blachą dom sąsiadów, który z tym dachem stoi do dziś. Żydzi mieszkali w Rossoszu i Łomazach. Właścicielem piekarni w Rossoszu byli Żydzi, dom piekarzy stoi do dziś. Niemcy zabierali Żydów i rozstrzeliwali w Łomazach, innych wywożono do Treblinki. Znajoma wspominała, że Żydówka, żona piekarza mówiła jej o tym, że wykupywała się u Niemców za złoto. Wiedząc, że rodzina i tak zostanie zabita, miała prosić Niemców, by zrobiono to na miejscu, w Rossoszu, i tak się stało. Cmentarze we wsi.
[00:45:48] Macochą ojca była Ludwika Mackiewicz z d. Pejnowska. Dziadek Mackiewicz wcześniej nazywał się Olszewski, żeniąc się przyjął nazwisko żony. Jego brat Wiktor Olszewski wychowywał ojca boh. Siostra dziadka i stryja wyszła za Dymowskiego z kieleckiego, jej syn Bogusław był policjantem, także w czasie okupacji. Pod koniec wojny stryj przepisał na niego połowę ziemi. Dymowski po wojnie przyjechał do Romaszek i ożenił się z siedemnastolatką. Gdy stryj przepisywał ziemię, na części siostrzeńca zostały wszystkie zabudowania: dom, stodoła, obora, ale to zostało wyłączone dla ojca. Po jego śmierci Dymowski przychodził do matki z karabinem i wyganiał ją z, rzekomo, jego ziemi. Sprawę załatwiono w sądzie.
[00:50:00] W latach powojennych nie było w okolicy repatriantów ze wschodu. Ok. 1870 r. mieszkańców Polubicz wywożono na Syberię z powodów religijnych, wielu gospodarzy wróciło ok. 1910 r. Chyba nikt z Romaszek nie walczył na froncie w czasie II wojny.
[00:51:40] Gdy Armia Czerwona szła w kierunku Warszawy, w Romaszkach stacjonowali żołnierze. Kobiety witały ich kwiatami – radość po wyzwoleniu. Rodzice męża byli nauczycielami i dostawali dary z UNRRA. W domu boh. tego nie było, choć raz pojawiła się puszka z jedzeniem. Śpiewano piosenkę chwalącą USA. W szkole [w Romaszkach] uczyli państwo Pańkowscy, nauczyciel bił chłopców. Pańkowski, ojciec i jeszcze jeden z gospodarzy planowali wyjazd z Romaszek, ale ojciec zmarł. W połowie IV klasy boh. przeniosła się do szkoły w Polubiczach, gdzie kierownikiem był jej wuj, a nauczycielką wujeczna siostra. Boh. mieszkała w szkole, potem u babci. Matka wycinała z gazet zdjęcia i miała w szafie portrety Bieruta, Stalina. W domu było radio i czasem udawało się złapać jakieś fragmenty z Wolnej Europy. Ojciec czytał bajki dzieciom, matka lubiła czytać książki.
[00:56:35] Matka wiedziała, że córka na wsi będzie miała ciężkie życie. Wuj, kierownik szkoły, skierował boh. do szkoły średniej w Wisznicach. Już w drugiej klasie chciała przenieść się do szkoły dla laborantów medycznych. Napisała do pisma „Przyjaciółka” i odpisano jej, że taka szkoła jest w Gliwicach. Po IX klasie pojechała na egzamin, ale nie dostała się do szkoły. Boh. w gimnazjum nie czytywała „Przyjaciółki”, ale gazety trzeba było czytać, bo przygotowywano prasówki. Jeden z kolegów był przewodniczącym ZMP i namawiał boh. do wstąpienia do organizacji.
[00:59:04] W domu nie rozmawiało się o polityce, matka narzekała na braki w zaopatrzeniu i chowała przed dziećmi cukier – gdy go wysypały, przez długi czas niczego nie słodzono. Majątek Dmowskich upaństwowiono. Kobiety chodziły do prac polowych w gospodarstwie państwowym, które zrobiono w resztówce. W czasie wakacji boh. plewiła tam marchew i pietruszkę, po jednym dniu pracy zarobiła 12 złotych – przeliczenie na cukier, ale wróciła poparzona od słońca. Matka nie była osobą wylewną, ale nigdy nie uderzyła boh. ani brata. Po latach jedna ze znajomych powiedziała, że matka była bardzo inteligentna, pomagała potrzebującym. W czasie komuny matka kupiła materiał na spódnicę dla córki i cieszyła się z tego.
[01:01:42] Boh. ucząc się w gimnazjum (w Wisznicach) na soboty i niedziele przychodziła do domu – bieda, wspomnienie chleba z mielonej gryki. Na przednówku pito wodę, w której gotowano kartofle. Matka dbała o ogród, latem była fasolka, kapusta, sałata. Boh. pisała w życiorysach, że rodzina ma 2 hektary ziemi, ale było jej trochę więcej, tylko w dużym rozdrobnieniu. Hodowano kilka owiec, świń, konia. Matce ciężko było prowadzić gospodarstwo.
[00:04:42] Matka zgodziła się naukę córki w Wisznicach i na wyjazd na egzamin do Gliwic. Gdy boh. nie dostała się do szkoły i wróciła do X klasy w Wisznicach, nie była z tego zadowolona. Matka dowiedziała się od ciotki, że szkoła dla laborantów powstała w Warszawie przy ul. Parkowej. Gdy boh. skończyła szkołę w Warszawie, było duże zapotrzebowanie na laborantów. Metody badania krwi z roku na rok zmieniały się. Dyrektorzy laboratoriów zachęcali absolwentów do pracy w swoich placówkach. Boh. zastanawiała się nad pracą w Białej Podlaskiej, skąd miałaby blisko do domu, ale matka poradziła, by została w Warszawie.
[01:07:44] Matka wspominała, że Żydzi przed egzekucją musieli wykopać grób i przy tym śpiewać. Ksiądz Romanowicz pisał w swoich książkach o Żydach wisznickich.
[01:08:55] W okolicy nie mieszkali Ukraińcy. Matka opowiadała, że jako młoda dziewczyna wyjeżdżała z rówieśnikami nad Bug – śpiew po obu stronach rzeki. Rodzina mówiła czystym polskim językiem, w okolicy byli ludzie, którzy mówili zaciągając. Gdy boh. w wakacje zostawiała córkę na wsi, po dwóch tygodniach zabaw z miejscowymi dziećmi córka mówiła ze wschodnim akcentem. Przykłady miejscowej wymowy. Po przyjeździe do Warszawy nikt nie zorientował się, że boh. jest ze wschodu. Nie wiadomo, dlaczego dziadek miał na imię Eliasz. Matka i kuzynka miały ostre rysy twarzy, może ormiańskie, ale nie żydowskie. Do domu Kossowskich przychodzili różni ludzie, czytano książki Sienkiewicza, Żeromskiego.
[01:13:46] Brat, młodszy o dwa lata, skończył szkołę podstawową i poszedł do zawodówki w Białej Podlaskiej, ale uciekł stamtąd i wrócił do domu. Matka nie mogła go zmusić do nauki, postarała się także, by syn nie poszedł do wojska. Brat prowadził gospodarstwo, ale stał się pijakiem – jego stan zdrowia. Po latach boh. opiekowała się nim, brat spędzał zimę u niej w Warszawie. Współczesna sytuacja na wsi, szkołę zlikwidowano, a troje uczniów jeździ do szkoły w Rossoszy. Wymieranie mieszkańców wsi. Rolnictwo obecnie – uprawy borówki na eksport. Właściciel wykupił kilka starych domów i mieszkają tam pracownicy najemni, Ukraińcy. Drugi z okolicznych rolników hodował prosięta, obecnie ma masarnię i sprzedaje swoje wyroby.
[01:21:22] Dom rodzinny został wyremontowany, niektóre bale wymieniono. Z dawnych mebli został tylko stół i krzesło, na jego wzór dorobiono kilka innych. Dom był pokryty papą, ale pokrycie niszczyły gałęzie lipy. Rozważano pokrycie chałupy gontem, ale to rozwiązanie nie byłoby praktyczne. Ułożono więc blacho-dachówkę podobną do gontów. Stodoła zbudowana w latach 20. ubiegłego wieku jest w dobrym stanie. Wyremontowano także baraczek na zboże, obecnie jest tam mini muzeum, w którym jest cep, łamaczka do lnu i inne rzeczy z gospodarstwa. Owocuje kilka starych jabłoni: papierówki i kosztela.
[01:27:30] Boh. do Gliwic pojechała z matką i spały na dworcu. Przyjeżdżając na egzamin do Warszawy zatrzymała się u kuzyna, który mieszkał przy ul. Narbutta. Stamtąd do szkoły przy ul. Parkowej nie było daleko. Egzamin był z matematyki, chemii i biologii. Wśród zdających był spory przekrój wiekowy, do szkoły zdawały m.in. osoby już pracujące jako przyuczone laborantki. Dziewczyny z prowincji były skromniej ubrane niż warszawianki. Boh. po egzaminie wróciła do domu i kuzyn przysłał telegram, że została przyjęta – ubrania do szkoły.
[01:30:48] W szkole w Wisznicach była potańcówka, boh. założyła granatową spódnicę i bluzkę w biało-zielone paski, jedna z nauczycielek zwróciła jej z tego powodu uwagę. Po przyjeździe do Warszawy boh. początkowo mieszkała u krewnego. W szkole okazało się, że koleżanki z Warszawy są sympatyczne. Boh. często bywała głodna. Kiedyś po lekcjach dziewczyny szły chodnikiem, boh. zauważyła leżące na ulicy sto złotych i podniosła je. W tym czasie dostawała od matki 200 zł na życie i mieszkanie na cały miesiąc. Innego dnia zajęcia skończyły się późno, boh. wsiadła do tramwaju, ale zorientowała się, że nie ma biletu, więc wysiadła i poszła na Nowolipki pieszo.
[01:35:08] Mieszkając przy Grójeckiej boh. spacerowała do ul. Marszałkowskiej i nie bała się. W czasie przerw w zajęciach chodziła z koleżankami do Łazienek. Ulica Grójecka była przejezdna do Banacha, tramwaj jeździł do Placu Narutowicza. W klasie maturalnej boh. miała koleżankę, panią Paruch, dużo od niej starszą, która miała ogródek działkowy za ul. Opaczewską i z nią poznawała dalsze okolice.
[01:37:55] Matka była zadowolona, że córka pracuje. Z pierwszej pensji boh. kupiła płaszcz prochowiec, a matce tenisówki i materiał na sukienkę. Gdy pracowała w Międzylesiu, płacono dodatkowo za nocne dyżury. Przez pierwsze cztery lata boh. pracowała w szpitalu zakaźnym. Mieszkała u pani Włoczewskiej, która przed wojną prowadziła bar. Pani Włoczewska pracowała w szpitalu przy ul. Barskiej, a jednocześnie handlowała ubraniami i boh. kupiła kilka ładnych rzeczy.
[01:39:56] Gdy żył ojciec, boh. była dobrze ubrana i trochę się wyróżniała na tle innych dzieci. W szkole obowiązywały fartuszki, co zrównywało dzieci i nie pozwalało na kompleksy. Boh. była osobą zaradną. Ze szpitala zakaźnego odeszła do pracy, w której zaoferowano jej lepsze warunki.
[01:42:15] Po przyjeździe do Warszawy boh. przez jakiś czas mieszkała u kuzyna przy ul. Narbutta. Jego brat znalazł jej mieszkanie w Sulejówku, dom stał na pustkowiu, a boh. często wracała nocami. Potem ciotka znalazła jej mieszkanie na Nowolipkach.
[01:43:45] Gdy boh. przyjechała do Warszawy, stał już Pałac Kultury i skończył się Festiwal Młodzieży. Boh. jako uczennica nie miała pieniędzy na kino i teatr, zaczęłam tam chodzić, gdy już pracowała.
[01:45:08] Matka przyjechał do Warszawy po raz pierwszy na ślub boh., która wcześniej mieszkała na stancji. Potem przyjeżdżała, gdy córka i jej mąż dostali mieszkanie. Była gdy papież przyjeżdżał do Warszawy. Po ślubie boh. kupowała pisma, m.in. „Mówią wieki”, „Sztandar Młodych”. Gdy pracowała w Instytucie Onkologii miała scysję z kadrową, panią Braulińską, na temat urlopu. Kadrowa powoływała się przy tym na artykuł w „Przyjaciółce”, boh. odpowiedziała, że nie czytuje pism brukowych.
[01:48:08] Praca w szpitalu zakaźnym nie była zbyt emocjonująca. Leżeli tam głównie chorzy na żółtaczkę. Był oddział obserwacyjny, gdzie trafiały osoby z chorobami niezidentyfikowanymi, np. marynarze. Młodzi ludzie chorowali na chorobę Heinego-Medina. Jedną z pacjentek była Irena Dziedzic. Na jednym oddziale pielęgniarkami były zakonnice. Boh. lubiła swoją pracę. Chodziła pobierać krew na oddział dziecięcy, noworodkom pobierano ją z pięty, bo palce były zbyt małe. Starsze dzieci malowały dla niej laurki. Szpital działał jak klinika, więc było wielu studentów. Boh. obserwowała, jak prowadzą wywiady z pacjentami i sama chciała zdawać na medycynę, niestety nie miała pieniędzy na utrzymanie w czasie studiów. W szpitalu zakaźnym nie było ciężkich przypadków.
[01:51:40] W szpitalu kolejowym w Międzylesiu przywożono ludzi z wypadków i praca była stresująca. Boh. miała poczucie, że robi coś konkretnego i pożytecznego. Czekając na etat w Instytucie Onkologii przeszła z Międzylesia na Lindleya. W tym czasie dostała się na studia do Łodzi i podjęła pracę w Instytucie – jej charakter, rozwój genetyki. Boh. miała odczyt na Wojskowej Akademii Medycznej. Chciała pisać doktorat, ale teściowie zachorowali i opiekowała się nimi.
[01:54:22] Gdy boh. pracowała w szpitali zakaźnym, nie było wielu przypadków gruźlicy, dominowały zachorowania na żółtaczkę. Dzieci chorowały na mononukleozę, ospę, chorobę Heinego-Medina. Chorzy na gruźlicę trafiali do szpitala przy ul. Płockiej. Zdarzało się, że chorzy umierali, ale boh. nie była przy śmierci pacjenta. Przez okno laboratorium widziała odwożenie zwłok do prosektorium, widziała też patologa w brudnym fartuchu. Podziw dla pracy chirurgów. Wspomnienie doktora Jędrzejczaka, hematologa, pasjonata.
[01:57:38] Do szpitala kolejowego przywożono ofiary wypadków. Laboratorium było przy wejściu i zawsze wiedziano, gdy coś się działo. Ofiarami zajmowano się na chirurgii, materiały do badania przynoszono stamtąd do laboratorium. Na torakochirurgii pracowali m.in. doktor Radziwiłł i doktor Gonta. Pewnego dnia przywieziono ofiary katastrofy kolejowej, ale boh. nie zna szczegółów wypadku.
[02:00:18] Człowiek zabierany na operację mógł mieć przetoczoną krew i do każdej operacji musiała być przygotowana krew dawcy odpowiedniej grupy. Choremu oznaczano grupę krwi, wtedy tylko grupę oraz czynnik Rh, bez podgrupy. Zdarzało się, że po podaniu danej grupy pacjent dostawał wstrząsu i umierał. Do laboratorium trafiała próbka krwi pacjenta oraz próbka od dawcy. Próbki odwirowywano i łączono surowicę dawcy oraz krwinki chorego i odwrotnie, jeśli nie tworzyły się skrzepy, krew można było przetoczyć. Obecnie oznacza się także podgrupy, co wyklucza niezgodność i możliwość wystąpienia zakrzepu. Próby [krzyżowe krwi] nadal się robi przed operacją, by wykluczyć możliwość pomyłki. Gdy nocą na chirurgii był ostry dyżur, nie można było spać. [+]
[02:03:35] Dojeżdżając do Międzylesia boh. poznała męża. W Międzylesiu były zakłady elektryczne i dojeżdżała tam grupa młodych mężczyzn. Mąż jechał do pracy w Instytucie Łączności i wypatrzył boh. w grupie koleżanek, potem zawsze wsiadał do tego samego wagonu co ona. Wcześniej przez długi czas spotykała w pociągu chłopaka, który siadał naprzeciwko niej, ale nigdy się odezwał. Po latach, gdy córka miała kilka lat, boh. poszła z nią do lekarza, spotkała tam dawnego znajomego z pociągu z dziewczynką, który wtedy po raz pierwszy się do niej odezwał. Przyszły mąż był uparty, nie wiedział, jak boh. się nazywa, ale zadzwonił do szpitala i szukał dziewczyny, która ma na zębie charakterystyczną koronkę. Potem zaczęli się spotykać. Mąż mieszkał wtedy u ciotki na Bielanach – spotkanie w kawiarni „Telimena” w CDT, kwiaty z teczki. Boh. zachorowała na żółtaczkę, potem odpoczywała na wsi. W lutym zawarto ślub cywilny, w marcu kościelny. Okres narzeczeński był romantyczny, choć narzeczony już wtedy był apodyktyczny, często się kłócono – opinia pani Włoczewskiej na ten temat. Lokalizacja domu pani Włoczewskiej.
[02:12:00] Ślub brano w kościele św. Jakuba. Mąż był jedynakiem i odludkiem, jego rodzice, nauczyciele, zmieniali miejsca pracy i nie mieli wielu znajomych. Przyjęcie weselne było w mieszkaniu kuzynki przy ul. Kasprzaka. Ślub był w drugi dzień świat i wiele koleżanek boh. nie mogło przyjść. Potem rodzina miała liczne grono znajomych. Boh. nawiązała kontakty z rodziną męża, np. z ciotką, która była pielęgniarką i drugą ciotką, pisarką. Stryj Mieczysław Kling po repatriacji z Ukrainy zamieszkał na Dolnym Śląsku i był rolnikiem. Drugi ze stryjów męża był prawnikiem w Łodzi, teść był nauczycielem. Refleksje na temat długości życia mężczyzn i kobiet oraz na temat samotności na starość.
more...
less
The library of the Pilecki Institute
ul. Stawki 2, 00-193 Warszawa
Monday to Friday, 9:00 - 15:00
(+48) 22 182 24 75
The library of the Berlin branch of the Pilecki Institute
Pariser Platz 4a, 00-123 Berlin
Pon. - Pt. 10:30 - 17:30
(+49) 30 275 78 955
This page uses 'cookies'. More information
Ever since it was established, the Witold Pilecki Institute of Solidarity and Valor has been collecting and sharing documents that present the multiple historical facets of the last century. Many of them were previously split up, lost, or forgotten. Some were held in archives on other continents. To facilitate research, we have created an innovative digital archive that enables easy access to the source material. We are striving to gather as many archives as possible in one place. As a result, it takes little more than a few clicks to learn about the history of Poland and its citizens in the 20th century.
The Institute’s website contains a description of the collections available in the reading room as well as the necessary information to plan a visit. The documents themselves are only available in the Institute’s reading room, a public space where material is available free of charge to researchers and anyone interested in the topics collected there. The reading room also offers a friendly environment for quiet work.
The materials are obtained from institutions, public archives, both domestic and international social organizations, as well as from private individuals. The collections are constantly being expanded. A full-text search engine that searches both the content of the documents and their metadata allows the user to reach the desired source with ease. Another way to navigate the accumulated resources is to search according to the archival institutions from which they originate and which contain hierarchically arranged fonds and files.
Most of the archival materials are in open access on computers in the reading room. Some of our collections, e.g. from the Bundesarchiv, are subject to the restrictions on availability resulting from agreements between the Institute and the institutions which transfer them. An appropriate declaration must be signed upon arrival at the reading room in order to gain immediate access to these documents.
Before your visit, we recommend familiarizing yourself with the scope and structure of our archival, library and audio-visual resources, as well as with the regulations for visiting and using the collections.
All those wishing to access our collections are invited to the Pilecki Institute at ul. Stawki 2 in Warsaw. The reading room is open from 9–15, Monday to Friday. An appointment must be made in advance by emailing czytelnia@instytutpileckiego.pl or calling (+48) 22 182 24 75.
Please read the privacy policy. Using the website is a declaration of an acceptance of its terms.