Tomaszewski Grzegorz cz. 2
Grzegorz Tomaszewski (ur. 1939, Lwów
właśc. Grigorij Żukow, urodzony w 1938 r. we wsi Latigowo koło Witebska), więzień KL Auschwitz-Birkenau nr 149894. Jego ojciec Awwakum Żukow był partyzantem sowieckim, dowódcą oddziału w lasach w okolicy rodzinnej wsi Latigowo. W 1942 r. dom Żukowów spalili Niemcy i od tej pory mieszkali oni w prowizorycznym szałasie w lesie. Awwakum Żukow zginął w 1943 r. z rąk niemieckich. Grisza Żukow został przywieziony do KL Auschwitz transportem ludności białoruskiej z Witebska 9 września 1943 r. wraz z matką Anną Żukową, babką, dwiema siostrami i bratem. Najmłodsza siostra, Alinka, zginęła w obozie jako pierwsza 17 grudnia 1943. W tym samym miesiącu zmarła mama, Anna Żukowa. Po jej śmierci Grisza zachorował, zabrano go do obozowego szpitala. W 1944 r. Ninę i brata wywieziono wraz z innymi dziećmi białoruskimi do obozu w Potulicach koło Bydgoszczy, a następnie do Konstantynowa koło Łodzi. Po wyzwoleniu obozu w Konstantynowie żołnierze radzieccy zabrali dzieci do Związku Radzieckiego. Babcia dzieci prawdopodobnie zginęła w Auschwitz. Grisza do wyzwolenia przebywał w Birkenau, w obozowym szpitalu. Opiekowała się nim więźniarka z Warszawy Anna Duracz. W pierwszych dniach lutego 1945 r. został wywieziony w większej grupie dzieci do Krakowa. 2 marca 1945 r. siedmioro dzieci z Białorusi, w tym również Griszę, przeniesiono do domu dziecka w Harbutowicach pod Krakowem, a następnie do prewentorium Bucze Harcerskie w Górkach Wielkich koło Skoczowa. W 1946 r. Grisza i pozostałe sześcioro dzieci z Białorusi przyjęły chrzest w miejscowym kościele parafialnym. Sądownie nadano im nową tożsamość. Grisza otrzymał imię i nazwisko Grzegorz Tomaszewski, sztucznie też ustalono jego datę i miejsce urodzenia. W Skoczowie pozostał do 1947 r. Potem przebywał w kolejnych domach dziecka i pogotowiach opiekuńczych w Katowicach, Czarnowąsach koło Opola i Głuchołazach. W wieku 17 lat ukończył szkołę zawodową w Raciborzu. Pracował na gospodarce, później w cukrowni w Kietrzu, a od 1964 r. w głuchołaskim oddziale Dolnośląskich Zakładów Białoskórniczych Renifer. W 1958 r. ożenił się z Haliną Jamrozik (zm. 2016), doczekali się dwójki dzieci (córka Gabriela po mężu Gerlicka i syn Andrzej), wnuków Sylwii, Natalii i Emilii oraz prawnuków Oliwii i Adriana. W 2008 r. na zaproszenie redakcji programu „Żdi mienia” („Czekaj na mnie”) pojechał z synem do Moskwy. W studiu telewizyjnym nastąpiło spotkanie z siostrą, młodszym bratem i liczną rodziną. Dotarł też wówczas do swoich oryginalnych dokumentów metrykalnych. Źródła: Centrum Dialogu i Modlitwy w Oświęcimiu (https://cdim.pl/wydarzenia/grzegorz-tomaszewski-grisza-zukow/ - dostęp: 21.07.2024), wywiad własny.
more...
less
[00:00:07] Zbliżało się wyzwolenie. Boh. widział, że ludzie wychodzą przez bramę i poszedł tam. Wybierano tam ludzi do „marszu śmierci”. Byli formowani w czwórki i szli pod strażą Niemców. Jedna z wychowawczyń zabrała boh. z tej grupy. Słychać było odgłosy zbliżającego się frontu. Boh. słyszał, jak wysadzano krematoria. Dzieci przeniesiono do innych baraków, gdy wkroczyli Rosjanie więźniowie krzyczeli do dzieciaków, by biegły po chleb. Boh. poszedł do samochodów i dostał od czerwonoarmisty pół bochenka chleba. Zaniósł je na pryczę, gdzie leżał chory kolega. Chłopcy zjedli ile mogli, resztę boh. schował pod siennik. Rano okazało się, że myszy go nadgryzły, ale chłopakom to nie przeszkadzało.
[00:03:45] Krematoria pracowały całą dobę – smród. Starsi więźniowie wyszli z obozu, a została w nim grupka dzieci. Umieszczono je w kuchni, a potem przeniesiono z Brzezinki do Oświęcimia, boh. wszedł do łaźni, z pryszniców jeszcze kapała woda. Przyjechali przedstawiciele Czerwonego Krzyża i zaczęto dzieci leczyć – stan zdrowia boh. Z Oświęcimia zabrano dzieci do Krakowa.
[00:06:27] W Krakowie było więcej dzieci, w tym z Białorusi, których Rosjanie nie zabrali. Dziećmi opiekowała się pani Bunsch-Konopka – jedzenie zupy rękoma. Następnego dnia pojechano furmanką do Harbutowic, w czasie drogi rozszalała się zamieć. Koń nie mógł uciągnąć wozu, zatrzymano się w Mogielnikach [Mogilanach?] i tam opiekunka poszła na posterunek MO, ale milicjanci nie pomogli. Zanocowano w domu robotnika drogowego. Jego żona nagrzała wody i dzieci mogły się umyć – wygląd dzieciaków.
[00:10:30] W Harbutowicach było prewentorium, w którym leczono dzieci. Gdy przychodzili żołnierze radzieccy, opiekunki ukrywały dzieci z terenów Białorusi na strychu. Mówiono, że Rosjanie je zabierają. [Boh. prezentuje zdjęcie zrobione w prewentorium]. Z Harbutowic boh. trafił do ośrodka Bucze w Górkach Wielkich. Przez jakiś czas byli tam starsi harcerze, których przygotowywano do wojska.
[00:13:11] Wyszło rozporządzenie, że dzieci [białoruskie] trzeba oddać, więc w 1946 r. zostały ochrzczone i dostały nowe nazwiska. Przyjechał ksiądz z Harbutowic, dzieci dostały chrzestnych. Chrzestnym ojcem boh. został kierowca Tomaszewski z ośrodka. I tak Grisza Żukow został Grzegorzem Tomaszewskim. Chrztu dokonano w kościele w Górkach. Boh. nie mógł zapamiętać nowego nazwiska. [+]
[00:15:40] Chodzono na spacery, na brzegu lasu były groby żołnierzy, na krzyżach wisiały granaty, na górze był żołnierski hełm. Boh. myślał, że granat to karbidówka, wychowawczyni pozwoliła mu jeden zabrać i potem spał z nim. Wspomnienie ognisk harcerskich. Koło budynku ośrodka był bunkier. Pewnego dnia boh. poszedł tam ze starszym kolegą Maćkiem, przez otwory widzieli dzieci idące na spacer. Gdy wyszli z bunkra, zaczęli się sprzeczać o granat, na werandzie kolega pociągnął za zawleczkę – odgłos palącego się lontu. Skutki wybuchu. Po latach w szkole podoficerskiej w Gliwicach dowiedział się, że nie zginął, ponieważ granat typu RG-42 zawierał dużo ładunku kruszącego, podmuch tylko go przewrócił. Obrażenia boh. i kolegi były stosunkowo niewielkie. Boh. do dziś ma odłamek w udzie. [+]
[00:22:42] Jeżdżono na wycieczki do Bielska, po drodze boh. widział porzucone czołgi. W Bielsku dzieciaki zostały zaproszone do obozowiska Cyganów. Gdy rany boh. się zagoiły, wychowawczyni zbiła go paskiem. Po latach jedna z koleżanek odwiedziła dawną wychowawczynię, która chciała nawiązać z nim kontakt. Boh. pamiętał lanie i napisał do niej o tym.
[00:25:35] Boh. wysłano do Katowic do zakonnic, był tam odźwiernym. Urodzony w 1938 r. miał wtedy osiem lat. W porze obiadowej do zgromadzenia przy ul. Francuskiej [siostry boromeuszki] przychodzili żebracy, którym boh. podawał zupę. Chodził także z jedną z sióstr na targ i tam prosili o jedzenie. Pewnego dnia przyjechali ludzie, którzy chcieli boh. adoptować, powiedzieli, że są jego krewnymi i zabrali go do teatru dla dzieci – przebieg spotkania. Boh. nie chciał pojechać z „ciotką i wujem”. Tydzień później ci sami ludzie wrócili, ale po koleżankę. Przywieźli jej mówiącą lalkę i dziewczynka pojechała z nimi do Zabrza.
[00:31:00] Koleżanka mieszkała ze starszymi dziewczynami, które uciekały z domu dziecka. Gdy powiedziała, że na nie doniesie, zagrożono jej wyrzuceniem przez okno. Koleżankę przeniesiono do pokoju boh. Zakonnice robiły różne rzeczy, by dzieciaki nie uciekały.
[00:32:24] W Buczu boh. chorował na świerzb i przeniesiono go do innego budynku. Był tam sam – zabawy. Włożył gwóźdź do kontaktu i przeleciał pod przeciwległą ścianę. Po wypadku stwierdzono, że boh. ma zwapnioną część mózgu. W szkole był słabym uczniem, zwłaszcza z przedmiotów ścisłych. Po latach jego syn Andrzej z tych przedmiotów był dobry – wspomnienie ojca buchaltera.
[00:35:20] Z Katowic boh. wysłano do klasztoru w Czarnowąsach. Był tam żłobek i grupy dzieci w różnym wieku. Wcześniej chodził do pierwszej klasy w Buczu – pisanie rysikiem na tabliczce. W Czarnowąsach rozpoczął naukę od pierwszej klasy. W miejscowości mieszkali Ślązacy, autochtoni. Boh. był samotnikiem. W szkole nauczył się cerowania i robienia na szydełku, później dorabiał w ten sposób. Podkradał złom i tak zarabiał na cukierki. Boh. został ministrantem, był przejęty religią – msza po łacinie. W 1949 r. była powódź, boh. pływał w rozlanej rzece, zniosło go do strumienia bieżącego i woda go porwała niosąc do Odry. Złapał się gałęzi i zbierał siły, potem udało mu się przejść na drugą stronę rzeki. Boh. schował się pod mostem i tam odpoczywał, a potem wrócił do domu dziecka.
[00:41:32] W 1953 r. boh. skończył w Czarnowąsach piątą klasę. Kuratorium przysłało świecką kierowniczkę do domu dziecka. Początkowo dojeżdżała z Opola, a potem zamieszkała w klasztorze. Nowa kierowniczka zaczęła zaprowadzać swoje porządki – nie wolno było chodzić do kaplicy, a boh. był ministrantem – groźba wysłania do poprawczaka. Boh. łamał zakazy, więc wysłano go do ośrodka w Głuchołazach.
[00:44:05] Głuchołazy leżały w strefie nadgranicznej. Do Domu Dziecka „Raj” boh. przyjechał z dwoma kolegami. Kierownikiem był oficer rezerwy, który miał swoje zasady – zakaz chodzenia do kościoła. Boh. miał zakodowane, że raz w tygodniu musi uczestniczyć w mszy – ucieczki do kościoła po rynnie. W końcu sprawa się wydała. Kierownik zawołał go na rozmowę. Z Czarnowąsów boh. pojechał na kolonie do Niechorza i tam spotkał dzieci z domu dziecka w Kuźni Raciborskiej. Koledzy opowiadali mu o panującym tam rygorze. Boh. nie chciał jechać do placówki w Kuźni i z kolegą uciekł w góry. Chłopcy nocowali w szałasie. Boh. wieczorem chodził do domu dziecka do kucharki, która mówiła co się dzieje i dawała jedzenie. Gdy dowiedziano się, że grupa dzieci pojechała do Kuźni Raciborskiej, boh. i kolega wrócili – groźba wyjazdu do domu poprawczego.
[00:49:12] Boh. zaopiekował się bezpańskim psem wilczurem, zrobił mu budę i często siedział w niej rozmawiając z nim. Kierownik wiózł boh. do domu dziecka w Kietrzu, a pies biegł za pociągiem. [+]
[00:51:37] W Kietrzu boh. spotkał najlepszego kolegę, którego z przywieziono tam z Czarnowąsów. Kolega był Austriakiem. Dawniej były egzaminy z klasy do klasy i kolega miał poprawkę z polskiego. Boh. pomagał mu w lekcjach. U zakonnic nauczył się grać na pianinie i grał podczas imprez w szkole, na apelach grał sygnał na trąbce.
[00:54:34] W Czarnowąsach boh. zabrał z gniazda małego jeża, który mu się bardzo spodobał. Zakonnice zabraniały wybierania młodych z gniazd, ale powiedział im, że zwierzak się topił. Potem oswojonego jeża zagryzł pies. Boh. przez zimę hodował wróbla. W Czarnowąsach było duże gospodarstwo, w którym pracowano. Boh. cerował skarpety i pończochy zakonnicom, w tym czasie dzieciaki bawiły się na podwórku.
[00:57:27] Za nieposłuszeństwo boh. został wywieziony do domu dziecka w Głuchołazach – poczucie osamotnienia, modlitwa. W szóstej klasie w Głuchołazach byli prawie sami chłopcy. Potem boh. był w Kietrzu. Tam kierownikiem był nauczyciel. Wychowankowie mieli swoje grządki – zapłata za zbiory. Starsi chłopcy pracowali w wakacje w PGR-ach jako wozacy. Młodsze dzieci wywożono do Krowiarki, gdzie była duża plantacja chmielu – wykonywane prace.
[01:01:44] W Kietrzu boh. skończył szkołę podstawową i średnią. Dzieci z domu dziecka musiały odbudowywać Polskę i odwdzięczać się za opiekę. Kierowano chłopców do szkół górniczych. Po badaniu stwierdzono, że boh. jest za słaby do pracy w górnictwie – skłonności do chorób. Koledzy pojechali do szkoły górniczej, a boh. pojechał na egzamin do szkoły muzycznej – nie znał nut, ale grał ze słuchu na różnych instrumentach. Do szkoły go nie przyjęto, chciał więc iść do szkoły mechanicznej w Raciborzu, ale już nie było miejsc. W rezultacie trafił do szkoły stolarsko-modelarskiej w Raciborzu, tam zobaczono w nim talent. Boh. miał piątkę z rysunku technicznego i przedmiotów zawodowych.
[01:05:30] Po skończeniu szkoły dostał nakaz pracy w zawodowej Straży Pożarnej w Raciborzu. Poszedł do komendanta i powiedział, że pochodzi ze Lwowa – rozmowa z komendantem. Po wakacjach pojawił się w straży i dostał łóżko w świetlicy. Boh. miał pracować w cukrowni i fabryce kotłów – wizja lokalna, hałas. Boh. miał wtedy 17 lat. Komendant wysłał go do ośrodka zdrowia, skąd miał przynieść zaświadczenie o stanie zdrowia. Boh. porzucił pracę, pojechał do domu dziecka w Kietrzu i powiedział kierownikowi, że nie przyjmie pracy w Raciborzu. Kierownik dał pismo, że boh. się usamodzielnił i trochę gotówki na bilet – wyjazd do Głuchołazów. W pociągu poszedł do konduktora, który pozwolił mu jechać w przedziale służbowym.
[01:13:00] W Głuchołazach na dworcu stali żołnierze WOP. Okazało się, że do strefy nadgranicznej nikt nie może przyjechać bez kontroli – rozmowa z wopistami. Boh. przyszedł do domu dziecka, schował tobołek w lesie i udał się na rynek w poszukiwaniu znajomych. Spotkał kolegę, który zaprosił go do domu, jego matka była aktywistką Ligi Kobiet. Za domem był pas graniczny. Matka kolegi pozwoliła boh. zostać.
[01:16:38] Boh. obszedł stolarskie zakłady w poszukiwaniu pracy, ale ponieważ nie chciano go zatrudnić, pomagał w gospodarstwie. Dorabiał też u sąsiadów. Mąż gospodyni był kasjerem w banku, na górze w budynku były biura spółdzielni meblowej „Dąb” – zatrudnienie boh. w brygadzie – zarobki za pół miesiąca. Zauważono, że boh. dobrze radzi sobie z politurą, więc zajął się odnawianiem starych mebli. Pracował tam do powołania do wojska.
[01:19:53] W 1958 r. przed pójściem do wojska boh. ożenił się. Żona, Halina Jamrozik, pochodziła z Radomska i miała nakaz pracy w Głuchołazach, mieszkała w internacie dla pielęgniarek. Po ślubie młodzi dostali pokój.
[01:22:25] W 1965 r. Oświęcim wysłał boh. na wycieczkę do Anglii. Wyjazd organizowała fundacja Sue Ryder, która przywoziła rzeczy dla polskich szpitali. Boh. trochę chorował w czasie wyjazdu i mieszkał wtedy u Sue Ryder.
[01:23:48] W czasach Gomułki zaczęto dawać odszkodowania, głównie Żydom. Boh. miał mało dokumentów z Oświęcimia. Po wyzwoleniu obozu Rosjanie zabrali dokumenty osób pochodzących z terenów wschodnich, w tym rodziny boh., który miał tylko dokument przyjazdu transportu z Białorusi 9 września 1943. Był tam podany jego numer. Boh. miał do czynienia z doktorem Mengele. Po latach pielęgniarka pracująca z Mengele napisała o swoich przeżyciach i wspomniała o boh. w książce. Wspominała go też jedna z lekarek – rozmowa telefoniczna. Rozważania na temat pamięci – niektórzy uznawali, że boh. pamięta za dużo. Boh. miał kontakt z Heleną Kubicą, dał jej rysunki baraków, które stały jeszcze w 1965 r. Jeden barak nie miał dachu, ten, w którym znajdowała się łaźnia był w dobrym stanie. Boh. dowiedział się od kustosza muzeum Tadeusza Szymańskiego, że w baraku robotnicy mają magazyn. Obecnie po barakach nie ma śladu. Rola boh. jako ostatniego świadka. W 1965 r. w dwudziestą rocznicę wyzwolenia obozu byli na uroczystościach Cyrankiewicz, Zawadzki – miejsce uroczystości.
[01:29:55] Boh. jako uczeń szkoły zawodowej w Raciborzu był w Oświęcimiu w 1964 r. [1954]. Pojechał na wycieczkę szkolną i nikomu nie powiedział, że był w obozie. Jeden z kustoszy opowiadał o obozie, a boh. opuścił grupę i poszedł zobaczyć barak z łaźnią, gdzie zabijano ludzi cyklonem-b. W rogu baraku stał piec, na którym już nie było żeliwnych płyt. Gdy wrócił do grupy, nauczyciel na niego nakrzyczał, ale boh. nie powiedział gdzie był. Poczucie winy i świadomość skazania „za coś”, ojciec był banderowcem.
[01:33:28] Po skończeniu szkoły zawodowej boh. wrócił do Głuchołazów i ożenił się. Gdy dawano odszkodowania w czasach Gomułki, napisał w tej sprawie do pełnomocnika Ministra Zdrowia. Jego podanie zostało poddane śledztwu i odpisano, że jest za mało danych. Boh. zaniechał starań do lat 70. W 1967 r. wyjechał na zaproszenie fundacji Sue Ryder. Założycielka fundacji opiekowała się byłymi więźniami, prowadziła szpital dla Polaków, którzy w wojsku zostali kalekami. Praktyki tam mieli przyszli lekarze i pielęgniarki. Boh. zwiedził Anglię.
[01:36:00] Tadeusz Szymański, kustosz muzeum w Oświęcimiu, organizował raz do roku zjazdy byłych nieletnich więźniów. Muzeum ogłaszało w gazetach apele, by zgłaszali się więźniowie mający wytatuowane numery. Kolega z pracy znał historię boh. i napisał do Oświęcimia – przysłanie zaproszenia w 1963 r. Wcześniej był w Oświęcimiu na wycieczce w 1954 r. Na spotkaniu byłych więźniów spotkał znajomych. Boh. opowiedział kustoszowi swoją historię – kontakt z historykiem Auschwitz Brandhuberem, który mu nie uwierzył i zarzucił, że za dużo pamięta. Drastyczne momenty wracają do boh. do dziś – matkom nie wolno było szukać dzieci – wspomnienie kobiety zabitej przez strażnika. Narodziny dzieci w obozie – boh. na dorocznych spotkaniach w muzeum, spotykał więźniarki urodzone w obozie. Jednej z więźniarek pokazano pryczę, na której się urodziła [emocje boh.].
[01:42:10] Boh. zobowiązał się do dokonania wizji lokalnej. Nurtowało go, czy rzeczywiście mówi prawdę. Pojechał z synem do Oświęcimia i pokazał mu miejsca, które znał. Po baraku wywózki dzieci koło krematorium nr 3 prawie nie było śladów. Po sąsiedzku były baraki z rzeczami. Dzieciom wolno było wychodzić tylko w stronę krematorium. Przebieg wizji lokalnej – refleksje na temat rozmów z historykami.
[01:45:35] Boh. jest wspomniany w książce „Przekaz oświęcimski”. Napisał do Piotra Cywińskiego, dyrektora [muzeum w Auschwitz]. Opisał komorę gazową i wywóz dzieci – kwestia doświadczeń pseudomedycznych doktora Mengele – sceny zachowane w pamięci. Boh. pamięta, jak wysadzono główne krematorium. Po wyzwoleniu obozu był przez jakiś czas w Brzezince, wchodził do baraków. Wiele budynków było spalonych. Po wojnie rozbierano i rozkradano murowane baraki.
[01:50:35] Z Moskwy do Oświęcimia przyjechali redaktorzy programu „Żdi mienia” – „Czekaj na mnie”. Kontakt z nimi miała pani Kubica, która znała historię boh. W 2007 r. zadzwoniła z pytaniem, czy zgadza się na wzięcie udziału w programie celem odnalezienia rodziny. Boh. pisał do Genewy [do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża] i różnych ministerstw, odpisywano mu, że nie ma wiadomości. Z redaktorką z Moskwy rozmawiał syn boh. znający dobrze rosyjski. Spotkanie umówiono na maj 2008. Odbywały się wtedy w Moskwie Mistrzostwa Świata w piłce nożnej – problemy z biletem na samolot. Wizę załatwiono w Poznaniu. Na lotnisku w Szeremietiewie czekał taksówkarz mający tabliczkę z nazwiskiem. Boh. i syna zawieziono do hotelu, potem spotkali się z panią redaktor, która go nagrywała. Pojechano też na Plac Czerwony – kolejka do Mauzoleum Lenina. Boh. wystąpił na końcu programu, na widowni było wielu krewnych. Ojciec miał czterech braci i siostrę. Dwaj bracia byli muzykantami. W czasie programu poznał historię rodziny. Boh. i siostra starsza o rok musieli napisać relację z pobytu w obozie, obydwoje tak samo opisali śmierć matki. Boh. i siostra krótko byli razem, rodzeństwo było na innej pryczy, boh. był z babcią i [młodszą] siostrą, matkę zabrano do baraku dla kobiet, które pracowały. Zachorowała na zapalenie płuc i zmarła. [+]
[02:02:08] W Głuchołazach było niewielu byłych więźniów Auschwitz, ale jeździła na uroczystości grupa więźniów z Nysy i dosiadano się do autobusu – warunki bytowe podczas zjazdów w Oświęcimiu. Ostatnio na zjeździe mówiły dwie więźniarki, jedna długo czytała swoje wspomnienia, boh. źle się poczuł. Jego przemowa była krótka. Na drugi dzień było spotkanie z dyrektorem Cywińskim – rozmowa o używaniu cyklonu B – technika stosowana przez Niemców w łaźni. Boh. usłyszał krzyki i wszedł do pomieszczenia, gdzie siedziało dwóch esesmanów, którzy kazali mu stanąć pod ścianą. Po pewnym czasie przyszedł trzeci esesman, kazano boh. wyjść i otworzono drzwi. Wszyscy wyszli z komory, potem okazało się, że zabrakło cyklonu B. Ten przypadek nie był nigdzie odnotowany, pamięć o tym zachował boh. – kwestia wiarygodności. Krótki pobyt w baraku palacza obozowego, który zabrał zmarzniętego boh. do krematorium, gdzie zasnął przy piecu. W pomieszczeniu leżały zwłoki.
[02:11:50] W 2009 poproszono boh. o napisanie przesłania dla dzieci, które przyjeżdżają do muzeum w Oświęcimiu. W obozie opiekowała się nim pani Duracz [Anna Duracz-Walczak, córka Teodora Duracza], która była w sąsiednim baraku – chleb z marmoladą. Pani Duracz wspomniała o boh. w „Przekazie oświęcimskim”. Do powstania warszawskiego przychodziły do niej paczki, potem ich nie było i nie miała czym częstować chłopca. Po kilkudziesięciu latach inne więźniarki, w tym pani Wolska, napisały wspomnienia i tam też znalazły się wzmianki o boh. Pani Apolonia, lekarka przy doktorze Mengele, opisała jak kradziono krew, by boh. nie dostał się do gazu. Chorych więźniów Mengele kierował [ze szpitala] do krematorium.
[02:16:22] Boh. spotkał się z Anną Duracz w 2006 r. Był w Warszawie i Krzyżach, a Anna Duracz odwiedziła go w Głuchołazach. Anna Duracz wykładała na Uniwersytecie Warszawskim, zwolniono ją z pracy za udział w strajkach.
[02:19:32] Relacje boh. zostały potwierdzone – uczciwość i prawda. Refleksje na temat żony i życia małżeńskiego. Żona była oddziałową na oddziale położniczym, osobą sumienną i oddaną pacjentkom – podejście do skrobanek. Po latach spotykała na ulicy uratowane przez siebie dzieci. Żona zachorowała na zapalenie gardła, potem nowotwór. Chciano wyciąć jej krtań, ale nie wyraziła zgody na zabieg i zmarła w 2016 r. [emocje boh.]
more...
less