Gaik Ryszard cz. 1
Ryszard Gaik (ur. 1936, wieś Święty Józef) wspomina dzieciństwo w Korszowie na Kresach Wschodnich oraz zmianę nastawienia ludności ukraińskiej do Polaków po wybuchu II wojny światowej. Opisuje wywózkę rodziny na Syberię, trudy życia codziennego w kołchozie oraz powrót do Polski i zamieszkanie we Wrocławiu. Opowiada o swojej służbie wojskowej w Wojskowych Zakładach Lotniczych w Łodzi w latach 1956-1958, a następnie opisuje pracę w zakładach produkcyjnych na Dolnym Śląsku oraz wyjazdy zagraniczne. Mówi o kultywowaniu pamięci o deportacjach Polaków do ZSRR oraz o swoim udziale w wielu projektach edukacyjnych.
more...
less
[00:00:00] Całe dzieciństwo bohater spędził w Korszowie – tam ojciec był przed wojną policjantem. Ojciec pochodził z Radomska, tam zaczął służbę w policji. Było tam wielu Ukraińców, Białorusinów, Żydów – trzeba było szybko zaprowadzić tam silną władzę. Piłsudski powołał państwową policję – 25 lipca 1919 r. Funkcjonariusze co pół roku zmieniali miejsce stacjonowania.
[00:03:00] Dziadek ze strony mamy (Franciszek Kwiatkowski, mama była jego pasierbicą) był komisarzem w gminie Korszów, znał ojca. Pobrali się w 1934 r. Siostra urodziła się w 1935 r.
[00:05:00] Dzieciństwo w Korszowie było sielanką. Piękny dom z ogrodem, w nim strumyk, spacery, wycieczki, mama nie pracowała zarobkowo. Wilczur Rex, towarzysz zabaw.
[00:07:00] W połowie sierpnia [1939] ojciec przyszedł ze służby i zapowiedział wojnę. 24 sierpnia ojciec dostał powołanie mobilizacyjne do Kołomyi. Szybka przeprowadzka do babci do wsi Święty Józef.
[00:09:00] Do wybuchu wojny wszyscy żyli zgodnie, kupowali w żydowskich sklepach. Po wybuchu wojny Ukraińcy stali się nieprzyjemni. Ukrainiec Hryćko odmówił przewiezienia swoją furmanką matki i dzieci, dał się przekupić. Pies został u kolegi-sąsiada, smutne pożegnanie.
[00:11:00] U babci w Świętym Józefie czekali na wieści od ojca – koniec sierpnia 1939 r. Przez wieś babci przechodziły liczne oddziały wojska w kierunku granicy z Rumunią. Dziadek miał kontakt z wojskiem jako urzędnik gminy, wiedział, dokąd zmierzają. Jakiś generał dostał od dziadka cywilne ubranie.
[00:14:00] Nie było wiadomości od ojca, Ukraińcy stali się aktywni, zaczepni, a parobek Wasyl uciekł z gospodarstwa babci. Sąsiedzi pracujący na polu pod lasem przywieźli ojca ukrytego na furmance pod kupą słomy. Mama zemdlała. Wyłądunek w stodole, w tajemnicy przed innymi mieszkańcami.
[00:17:00] Losy ojca: po rozkazie o ewakuacji do Rumunii ojciec zdecydował się wrócić z dwoma kolegami, po drodze dostali od chłopów cywilne ubrania, ktoś dał ojcu rower zostawiony przez wojsko. Szli wieczorem i nocą, żeby ich nikt ich nie widział. Dotarł do sąsiadów i oni go przywieźli do babci w stercie słomy.
[00:20:00] Ojciec wycieńczony, wielka radość, ale strach przed konfidentami. W Świętym Józefie było przedstawicielstwo Armii Czerwonej, dziadek musiał z nimi współdziałać. Decyzja, że ojciec będzie się ukrywać – w piwnicy u zaprzyjaźnionego organisty, który mieszka na skraju wsi.
[00:23:00] Po 2-3 tygodniach ojciec postanowił wrócić do domu. W nocy podjechały samochody, o 4 nad ranem weszli do domu, ojciec uciekł przez okno do ogrodu. Miał na sobie policyjne spodnie i pistolet. Rosjanie postawili go związanego przed stodołą, dzieci tuliły się do niego, Rosjanie ich odciągali, boh. ugryzł jednego z żołnierzy w rękę.
[00:26:00] Ojciec został zawieziony na stację kolejową w Kołomyi. Matka codziennie jeździła na stację, ale zobaczyła ojca dopiero po kilku dniach. Pobity, skuty, pokręcił głową na znak, że jest źle. Dalszych wiadomości nie było. 9 stycznia 1940 r. przyszła kartka z Ostaszkowa: „jest mi dobrze, kocham was, ufajcie, że wrócę”. Pisali do Moskwy, do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża – bez skutku.
[00:31:00] Pogłoski o wywózkach na Syberię. Rodzinę boh. zabrali 13 kwietnia [1940]. Stacja, wagony towarowe, płacz i spazmy, prycze w zakratowanych wagonach. Po drodze głód, zmarłe z głodu dzieci wyrzucane przez okno. Od czasu do czasu wiadro gorącej wody. Droga przez Ural, Ufę. 1 maja dojechali do Kazachstanu – wyładunek w pustym stepie. Trzy dni czekania o głodzie i zimnie. Droga furmankami do kołchozów – rodzina boh. trafiła do kołchozu Orlakowka, rejon Pieszkowski [Peshkovka], obłast Kustanaj.
[00:37:00] Do tej wsi przyjechały 4 rodziny (14 osób) i pan Cisek, krawiec. Zamieszkali w ziemiankach zakopanych w ziemi, przydział do domów miejscowej ludności. Rodzina zamieszkała u dziadka Biskubajło – był nieprzyjemny. Rano następnego dnia przyjechał na koniu przedstawiciel kołchozu i zapędził „polskie pany” do pracy. Większość ludzi nigdy nie pracowała fizycznie. Praca w polu, obrządek zwierząt w oborze. 0,5 kg chleba dziennie, dzieci 250 g, czasem zaopatrzenie w chleb zawodziło.
[00:41:00] Gdy zaczęła się wojna niemiecko-rosyjska, całe zaopatrzenie szło na front, nastała bieda i głód. Polacy handlowali, sprzedawali ubrania. Mama boh. nie miała nic na handel, zaczęła wróżyć – dostawała za to trochę pszenicy, ziemniaków.
[00:44:00] Pani Gienia Orzechowa złapana, gdy wynosiła za pazuchą garść zboża zebranego na polu – dostała wyrok 5 lat, zostawiła dwoje dzieci. Po podpisaniu układu Sikorski-Majski mogli poruszać się po okolicy. Dostali wiadomość, że w mieście Pieszkowka (15 km od kołchozu) jest mleczarnia (wytwórnia masła), gdzie potrzebują ludzi do pracy. Mamie po znajomości udało się tam dostać pracę, przeprowadzka do Pieszkowki.
[00:47:00] Wciąż czekali na wieści od ojca – mama pisała do Moskwy, do attaché wojskowego w Buzułuku – nikt nic nie wiedział.
[00:49:00] W stepie koło Orlakówki powstała baza lotnicza – hangary, pasy startowe, lotnisko. Beczki po białym smarze do samolotów – boh. z kolegami zakradali się i jedli ten smar – był roślinny i nieszkodliwy.
[00:51:00] Gdy mamy pracowały na stepie, wyjeżdżały na cały tydzień, wracały do domów na niedziele. Chłopcy musieli pompować wodę żurawiem do beczkowozu, który im woził w pole wodę – boh. razem z kolegą Edwardem Znamierowskim wozili wodę i tak zarabiali. Wstawali o 4 rano, napełniali beczkę przy studni, wieźli ją wozem zaprzężonym w woły na pole. Często atakowały ich stada wygłodniałych wilków – bronili się podpalonymi wiechciami ze słomy. Wilki biegły rzędem za wozem. Jeden chłopiec powoził, drugi – z tyłu - odpędzał wilki.
[00:54:00] Kiziak (wysuszone odchody bydła) zbierało się do wiader, mieszało ze słomą, suszyło na słońcu i układało przy ziemiance – w zimie stanowiło opał, choć niewystarczający. Innym opałem były krzewy burzanu – wygrzebywało się z zasp śniegu. W kołchozie był warsztat naprawczy – stały tam dyszle do wozów – mama chciała je wykorzystać na opał, pocięli je w nocy na kawałki, pochowali w łóżkach – nie zostali złapani. Przewodniczący kołchozu czasem w nagrodę dawał wypiskę na słomę – nią też dało się palić w piecu.
[00:58:00] Pracując w „masłozawodzie” w Pieszkowcach mama zachorowała na tyfus, trafiła do szpitala. Boh. z siostrą nie mieli co jeść, trochę im pomagała gospodyni, po 3 tygodniach mama wróciła do zdrowia.
[00:59:00] Rok 1944 – szansa na powrót do Polski. Mama nie miała żadnych dokumentów, wszystkie oddała przy wjeździe. Teraz usłyszeli, że są obywatelami ZSRR, mieli kłopoty z dostaniem się do transportu. Jakoś się udało, dojechali do Kijowa.
[01:00:00] Na przedmieściu Kijowa [Rzyszczów] zamieszkali w baraku – było zimno, żelazne łóżka z siennikami. Obok była zbombardowana cukrownia – mieszkańcy mieli ja odgruzować – ładowali gruz taczkami na wielkie ciężarówki (lory). Tam pracowali przez rok. Po wojnie można było wracać do Polski. Ci, którzy mieli polskie dokumenty, szykowali się do wyjazdu. Rodzina boh. i dwie inne rodziny musiały zostać. Postanowali uciec. Mamy kupiły bimber w kankach od mleka, przekupiły rosyjskich konwojentów, którzy schowali ich w zakamarkach pociągu. Z Kijowa do Lwowa jechali miesiąc. Wysadzali ich na polu w obawie przed kontrolą. We Lwowie dowiedzieli się, że przy kościele Św. Elżbiety księża prowadzą punkt pomocy dla repatriantów. Księża pomogli zdobyć karty ewakuacyjne. Droga ze Lwowa do Katowic (2 tygodnie na dworcu), potem do Zgorzelca.
[01:06:00] Wracające z zachodu wojsko polskie, dostali konserwy od żołnierzy. Przejazd przez Wrocław do Zgorzelca. Państwowy Urząd Repatriacyjny na ul. Paulińskiej – tam czekali na przydział mieszkania. Po miesiącu dostali mieszkanie przy ul. Tczewskiej 38 na Kowalach – przejazd ciężarówką – czekali, aż Niemcy zostaną wyprowadzeni: Niemka z dwójką dzieci dostała pół godziny na wyprowadzkę, podobny dramat jak sami przeżywali przy zsyłce.
[01:10:00] Mieszkanie wydawało się rajem, po sześciu latach tułaczki mieli własny dom z łóżkami, stół, na stole choinka, zupa na kuchni. Mieszkali tam przez rok, mama pracowała w fabryce jedwabiu – nie dostawała pieniędzy, tylko zupę. Mama cały czas poszukiwała ojca i swojej rodziny – swojej mamy, brata, ojczyma. Znalazła wujka Edka – miał 21 lat, mieszkał koło Tczewa we wsi Mątowy Wielkie. Dziadek (ojczym) Feliks Kwiatkowski otrzymał tam gospodarstwo. Mama postanowiła tam pojechać, żeby być przy rodzinie. Był 1946 r.
[01:15:00] Na miejscu okazało się, że ojczym jest już w nowym związku z Niemką. Matka z dziećmi zostali w gospodarstwie przez rok. Mama potajemnie jeździła do Wrocławia, żeby znaleźć im lokum.
[01:17:00] Koleżanka mamy, Halina Nowicka, mieszkała przy ul. Dębowskiego 106, zaoferowała im pokój, zamieszkali we Wrocławiu. Mama wróciła do fabryki jedwabiu, znów jedli tylko zupę. Dowiedzieli się o domach dziecka – tam można się było dokarmić, w jednym domu w Karpaczu była znajoma dziewczynka Czesława. Kiedy mama była w pracy, boh. z siostrą poszli do kuratorium przy ul. Nauczycielskiej.
[01:20:00] Rozmowa w kuratorium, urzędniczka dała im jeść, dała papiery do wypełnienia, pomogła załatwić dom dziecka w Gorzanowie pod Bystrzycą Kłodzką, prowadzony przez zakonnice ze Zgromadzenia Ubogich Sióstr Szkolnych de Notre Dame. Zaopiekowały się nimi jak rodziną. Było tam kilkudziesięcioro dzieci. Ubrane i nakarmione dzieci zaczęły naukę w szkole. Boh. był tam 3 lata, siostra 4 lata.
[01:23:00] W 1949 r. likwidacja domu przez władze komunistyczne. Boh trafił do państwowego domu dziecka w Bardzie Śląskim. Trudne warunki: pobicie i okradzenie z ciepłego ubrania, zastraszanie przez starszych chłopców. W Boże Narodzenie mama zabrała go z powrotem do Gorzanowa, za opłatą boh. mógł tam pozostać, dopóki mama nie dostanie mieszkania. Pozostał tam do końca szkoły – przez 2 lata.
[01:28:00] Mama kupiła mieszkanie we Wrocławiu przy ul. Prusa. Boh. zaczął naukę w 7 klasie w szkole nr 1 przy ul. Nowowiejskiej, siostra uczyła się w technikum handlowym. Normalizacja.
[01:29:00] Po skończeniu szkoły podstawowej boh. dostał się do technikum lotniczego na Psim Polu do klasy „osprzęt płatowca”. Uczył się bardzo dobrze, zdał świetnie maturę, ale nie należał do ZMP.
[01:32:00] Śmierć Stalina: cisza w szkole, żałoba, cała szkoła pogrążona w rozpaczy. Obchody śmierci Stalina [+], przemówienie dyrektora szkoły. Boh. przypomniał sobie historię swojej rodziny i ojca - ofiar Stalina.
[01:37:00] Dobrze zdana matura, ale ocena obniżona przez dyrektora za brak aktywności w ZMP. Wychowawca Litwin, inż. Czupajło. Poczucie niesprawiedliwości. Rygor w szkole – dyrektor kazał boh. zgolić wąsy i obciąć bikiniarską grzywkę.
[01:41:00] Boh. dostał nakaz pracy nie do Wrocławia, jak chciał, tylko do Energopomiaru w Gliwicach – złośliwość i mściwość dyrektora.
[01:43:00] Rada innego nauczyciela, inż. Gerbołki, by pojechać do Warszawy do CUSZ-u [Centralny Urząd Szkolenia Zawodowego?]. 9 września 1955 uzyskał nakaz pracy do Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego na Psim Polu we Wrocławiu – jako konstruktor.
[01:47:00] W 1956 r. boh. rozpoczął studia na politechnice. Strajk w fabryce Cegielskiego – studenci poparli strajk, udział boh. w marszu we Wrocławiu. Wezwanie do dziekanatu, powołanie do wojska. Techniczna Szkoła Wojsk Lotniczych w Łodzi, potem pułk lotniczy we Wrocławiu na Strachowicach.
more...
less